[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JOANNA CHMIELEWSKAZBIEG OKOLICZNO�CIPodporucznik Tadzio Jarz�bski, piastuj�cy stanowisko podkomisarza policji,punktualnieprzyby� na um�wione miejsce. Najpierw zadzwoni�, potem zapuka�, a wreszcieprzycisn��klamk�, wszystko jak si� nale�y, zgodnie z regu�ami. Drzwi, oczywi�cie, okaza�ysi� otwarte.� Mo�na? � spyta� grzecznie i wszed� do �rodka.Denat odpowiedzi mu nie udzieli�. Le�a� na pod�odze niewielkiej kawalerki,przysypanydu�� ilo�ci� makulatury, i dobrze widoczne by�y tylko jego nogi, alepodporucznik Jarz�bski mia�ju� odrobin� do�wiadczenia i od razu wiedzia�, �e te nogi nie �yj�. Dotkn�� ichna wszelkiwypadek, by�y jeszcze ciep�e, zawaha� si�, bystrym spojrzeniem obrzuci� pok�j iujrza�roztrzaskany aparat telefoniczny. Zawaha� si� bardziej.Nie pracowa� w wydziale zab�jstw, tylko w przest�pstwach gospodarczych, ale opracykumpli z wydzia�u zab�jstw mia� poj�cie i nie zamierza� im urozmaica� s�u�bowejegzystencji. Zdrugiej jednak�e strony ten ciep�y nieboszczyk m�g� by� jeszcze �ywy i w�wczasudzielenie mupomocy nie do��, �e by�o pilne, to jeszcze ca�kowicie le�a�o w interesiepodporucznika.Przyszed�, �eby z nim porozmawia�, spragniony by� tej konwersacji jak kaniad�d�u, a stannieodwracalny ca�kowicie j� wyklucza�.Rozterka trwa�a w nim kr�tko. Sam i tak mu nie pomo�e, potrzebny jest lekarz.Patolog,nie patolog, zrobi, co trzeba.Sytuacja jednak�e by�a wysoce k�opotliwa pod ka�dym wzgl�dem. Ewentualneudzieleniepomocy sta�o na pierwszym planie, wezwanie stosownej ekipy, gdyby denat ju� nie�y�,wygl�da�o mu zza ramienia i wr�cz warcza�o. Telefon w tym mieszkaniu nie nadawa�si� dou�ytku. Pozostawienie otwartych drzwi by�o ryzykowne, a zamkn�� ich nie mia�sposobu, zamkazatrzaskowego bowiem nie posiada�y. By� sam, nikogo na stra�y nie m�g� postawi�,cztery pi�tra,kt�re musia� pokona� tam i z powrotem, dawa�y szans� najg�upszym przypadkom. W�adnymrazie nie nale�a�o budzi� sensacji, a szukanie telefonu po s�siadach wywo�a�obyniepotrzebnezainteresowanie. A w og�le nale�a�o dzia�a� szybko.� Ryzyk fizyk i niech to jasny szlag trafi � powiedzia� p�g�osem sam do siebiei podj��m�sk� decyzj�.Zostawi� drzwi zamkni�te tylko na klamk� i run�� w d� po niewygodnych schodach,cudem zapewne nie �ami�c sobie r�k i n�g. Dopad� wozu, za�atwi�, co nale�a�o, poczym prawiew tym samym tempie wr�ci� na g�r�. Usiad� na ostatnim stopniu i odzyskiwa� dech.Drzwi naprzeciwko tamtego mieszkania uchyli�y si� i wyjrza�a z nich damskag�owa,elegancko ufryzowana. Wio�nian� m�odo�� mia�a za sob� bezpowrotnie. Popatrzy�apodejrzliwie,cofn�a si� i zn�w wyjrza�a.� A pan tu co? � spyta�a nie�yczliwie. � Do kogo? Podporucznik Jarz�bski niewygl�da� ani na pijaka, ani na bandziora, ani na chuligana. By� m�ody,przystojny i przyzwoicieubrany, nic nasuwa� skojarze� z dewastacj� klatki schodowej, ale na z�odziejanadawa� si�pierwszorz�dnie. Nic m�g� dopu�ci�, �eby baba narobi�a krzyku, a r�wnocze�niepomy�la�, �ejednostka w�cibska, mieszkaj�ca naprzeciwko, z wizjerem w drzwiach, mo�e okaza�si�bezcenna.� Ju� do nikogo � powiedzia� sm�tnie i �a�o�nie. � Skr�ci�em kostk�, odczekamchwil�, mo�e mi przejdzie. Niewygodne te schody u pa�stwa.� Obraza boska takie schody � przy�wiadczy�a g�owa w kunsztownych lokach, alenieufno�ci si� nic pozby�a. � Dopiero co pan wchodzi� i ju� pan t� kostk�skr�ci�? Nic s�ycha�nie by�o.� Opsn��em si� na drugim stopniu i od razu usiad�em. Rzeczywi�cie bez ha�asu, bomambuty na gumie. Nic takiego, rozmasuj� sobie�� A mnie si� zdawa�o, �e pan ca�kiem zeszed� i wszed� znowu?W�cibsko�� baby nape�ni�a Jarz�bskiego podziwem. Zarazem ucieszy� si�, nie by�opewne, czy z ekip� �ledcz� zechce si� dzieli� swoj� wiedz� r�wnie ochoczo, a potej kr�tkiejpogaw�dce ju� si� jej wyprze� nie zdo�a. On sam jest �wiadkiem, �e oka odwizjera nie odrywa.� Schyli�em si�, nie mog�a mnie pani widzie� � wyja�ni�. � Zabola�o jak diabli itak toprzeczekiwa�em, �eby si� nie pop�aka�. Ale ju� mija.Pomasowa� kostk� u prawej nogi. Lewa by�a dla baby lepiej widoczna.Przygl�da�a mu si� jeszcze przez chwil� z wyra�nym pow�tpiewaniem, niezaproponowa�a pomocy, ruch g�owy wskaza�, �e wzruszy�a ramionami, cofn�a si� down�trza izamkn�a drzwi. Jarz�bski by� pewien, �e ca�y czas go widzi, masowa� wi�c kostk�z wielk�energi�. Przysz�o mu na my�l, �e doczekanie ekipy pod pozorem skr�conej nogimo�e okaza� si�korzystne, zgarn� go jak osob� przypadkow� i jego przynale�no�� do policji niewyjdzie na jaw.Z bab� znajomo�� ju� w�a�ciwie zawar�, mo�e si� to przyda�.Przyjechali po dziesi�ciu minutach, przywo��c ze sob� lekarza policyjnego.� W czym dzie�o? � spyta� podporucznik Andrzej Werbel, z kt�rym Jarz�bskichodzi�jeszcze do szko�y podstawowej, nie m�wi�c o �redniej i studiach. Rozdzieli�y ichdopiero r�newydzia�y w policji.� �eby to piorun strzeli� � odpar� Jarz�bski i zwl�k� Werbla nieco ni�ej. �Zejd�my,tam nas widzi baba z przeciwka. Go�� mi wyszed� w aferze, um�wi�em si� narozmow�,przyjecha�em i zdaje si�, �e zasta�em klienta dla was.� Fa�szerstwa? � upewni� si� Werbel.� Ca�y czas. On musia� cholernie du�o wiedzie�. Jakim cudem w tym tempiez�apali�ciedoktora?� Pl�ta� si� przypadkiem. A co, nie jeste� pewien, czy nie �yje?� Pomaca�em, by� ciep�y. Tam si� odbywa�o ostre szukanie. Chc� by� przyprzegl�dzierzeczy.� Nie ma sprawy. Idziemy.Po�piech przesta� by� niezb�dny, bo lokator mieszkania okaza� si� nie�ywy od conajmniej p� godziny. Fotograf odwali� robot�, na jego miejsce wszed�daktyloskop.� Na klamce s� moje � zawiadomi� podporucznik Jarz�bski. � Od zewn�trz. Wewn�trznie dotyka�em.� To bardzo �adnie z pa�skiej strony � pochwali� go technik. � Widz� tu�wie�utkiejak rzodkieweczka na wiosn�.Lekarz nie mia� w�tpliwo�ci, aczkolwiek na razie wypowiada� si� prywatnie. Dwieranyk�ute, z czego jedna wprost we w�a�ciwy organ, za�atwia�y spraw�, nic wi�cej nicby�o potrzebne.�lad�w walki nie stwierdzi�. W�adza nadrz�dna w postaci kapitana Frelkowiczawyci�gn�awst�pne wnioski.� Zaatakowany znienacka no�em, prawdopodobnie spr�ynowym. Otworzy� komu�drzwi i zarobi� pierwszy cios. Nie zdo�a� zareagowa�, napastnik wepchn�� godalej i poprawi�.Potem wzi�� dobre tempo i przeszuka� lokal na zasadzie tr�by powietrznej, aszuka� g��wnie wpapierach.� I pewno znalaz� � wtr�ci� z ci�kim rozgoryczeniem podporucznik Jarz�bski. ��ebym, cholera, przyszed� godzin� wcze�niej!� A dlaczego nie przyszed�e�? � zaciekawi� si� podporucznik Werbel:� Sam mi tak� por� ustawi�. Um�wiony z nim by�em. Ale b�dziecie wiedzieli, ktoby�kr�tko przede mn�, bo naprzeciwko dzia�a kamera.Cichym g�osem opowiedzia� o babie. Mia� obawy, �e posiada w swoich drzwiach nietylko oko, ale tak�e i ucho. Obaj, kapitan Frelkowicz i podporucznik Werbel,ucieszyli si�szale�czo. Na wszelki wypadek spytali doktora, czy do zadania ciosu potrzebnaby�a si�a.� Je�li spr�ynowiec, mog�o to zrobi� dziecko � odpar� doktor i odm�wi� dalszychwyja�nie�. � Reszta po sekcji, nie zawracajcie mi g�owy.Zawadzaj�ce bardzo w ciasnym pomieszczeniu zw�oki usuni�to i kapitan dokona�podzia�u zaj��. Werbel z Jarz�bskim zaczn� grzeba� w mieszkaniu, on sam za�przes�ucha bab�.Mo�liwe, �e dzi�ki niej dochodzenie nie potrwa nawet dwudziestu czterech godzin.Drzwi otworzy�y si� przed nim, zanim zd��y� przy�o�y� palec do dzwonka.� Niby co si� tu wydziwia? � spyta�a ostro przechodzona pi�kno��. � Mamzadzwoni�na policj�?� Policja to ja � odpar� kapitan i poczu� si� jak Ludwik XIV. � S�u��legitymacj�.Przychodz� z pro�b� o pomoc. Mo�emy wej�� do �rodka?Pi�kno��, w pretensjach raczej nieuzasadnionych, zrobiona na wielki dzwon,uwa�nieprzeczyta�a dokument i zaprosi�a go do wn�trza. Czujna by�a, ostro�na i wyra�niepe�napodejrze�.� A co si� sta�o? � spyta�a nieufnie. � Co tam za taki rejwach? Tam spokojnym�czyzna mieszka, przyzwoity cz�owiek. Z wizytami to tam ca�e miasto nie lata,to niby co?� W�a�nie chodzi mi o wizyty � podchwyci� natychmiast kapitan. � Widz�, �e panimawizjer w drzwiach, mo�e pani przypadkiem dostrzeg�a, kto tam by� dzisiaj?� Nie przypadkiem � odpar�a baba stanowczo i jakby ugryz�a si� w j�zyk. �Znaczy, japatrz�, bo to nigdy nie wiadomo, r�ne bandziory si� pl�cz�. Jak co s�ysz�, topatrz�.Kapitan pochwali� j� z ca�ego serca i c� zatem, zapyta�, widzia�a? A widzia�a,owszem,jakiego� zb�jca wrednego, co si� tu kr�ci� podejrzanie, a wygl�da� niczymanio�ek niewinny.Tacy najgorsi. Niby to w nog� sobie co� zrobi�, a lata� z g�ry na d� i z do�udo g�ry jak zpieprzem.Kapitan cierpliwie wys�ucha� donosu na podporucznika Jarz�bskiego, okaza�w�a�ciweprzej�cie i spyta�, co by�o przedtem. Baba si� zaci�a.� Pan powie, co si� sta�o � za��da�a. � Wynie�li go na noszach. Chory? By�chory,pogorszy�o mu si�? Atak jaki? Nie daj Bo�e, umar�? Bo wi�cej nie powiem.� Zosta� zamordowany � odpar� kapitan brutalnie, b�yskawicznie oceniwszy, �eprawdatu w niczym nie zaszkodzi.Bab� na moment jakby zad�awi�o. Unios�a si� z krzes�a i ci�ko opad�a zpowrotem.� To ta suka � powiedzia�a przez zaci�ni�te z�by.� Jaka suka? � zainteresowa� si� kapitan natychmiast. Baba milcza�a, siedzia�aprzezchwil�, podnios�a si�, uda�a do wn�ki kuchennej i napi�a si� wody z kranu, coby�o niezbitymdowodem ci�kiego szoku. Nikt przy zdrowych zmys�ach nie pija w tym mie�ciep�yn�cej zkranu cieczy w stanie surowym. Nawet po przegotowaniu s�uszniejsze jest u�ywa�jej do myciapod�ogi. Wr�ci�a na swoje krzes�o, usiad�a i wzi�a g��boki oddech.� Powiem wszystko � rzek�a zdecydowanie. � Pierwsza rzecz, to ja patrzy�am, boonmnie specjalnie o to prosi�. Pan Miko�aj, znaczy. Kto si� kr�ci, kto... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl