[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chmielowski Piotr
JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI.
ZARYS HISTORYCZNO-LITERACKI
SŁÓWKO WSTĘPNE.
Książka, którą obecnie czytelnikom podaję, nie jest wynikiem pracy z ostatnich tylko ośmiu miesięcy, jakie od śmierci Kraszewskiego upłynęły, ale całych lat dwudziestu.
Poświęcając się nawet studyom innym, jakie mi się z kolei zajęć moich nastręczały, nigdy nie traciłem z oczu działalności wielkiego powieściopisarza, którego utwory naprzód z chciwością młodśj wyobraźni, potćm z rozważniejszą, chłodniejszą, a nieraz nawet pessymistycznie nastrojoną myślą odczytywałem.
Wiele w przeciągu tego czasu pisałem o nich wzmianek, rozbiorów, a nawet wygotowałem i obszerniejsze studyum o pierwszśm dziesięcioleciu działalności Kraszewskiego. Potrzeba było jednak wrażenia dawniejsze odświeżyć, a wiele, bardzo wiele dzieł całkowicie nanowo odczytać, ażeby ogólnemu rysowi twórczości pisarza nadać jednolity charakter. Kreśląc zaś sobie plan tego rysu ogólnego, musiałem oczywiście wytknąć mu cel i zakres wyraźny. O wyczerpaniu lak ogromnej, tak zdumiewającej kopalni, jaką stanowią pisma Kraszewskiego, o dokładnym i szczegółowym rozbiorze przedmiotów, w niej znajdujących się, marzyć nawet nie mogłem; całe dziesiątki tysięcy postaci przesuwających się po niej a stworzonych przez niestrudzonego artystę dostarczyć mogą wątku do szeregu studyów specyalnych. Mnie chodziło głównie o wykazanie wewnętrznego rozwoju powieściopisarza w związku przyczynowym z wydatniejszemi szczegółami życia, o pochwycenie przeważnych znamion jego twórczości i o ugrupowanie jćj objawów nie według formuł zgóry obmyślanych, ale indukcyjnie, zgodnie z rzeczywistym, historycznie wyśledzonym biegiem wypadków, wpływów oraz zmian zachodzących w umyśle twórcy pod skombinowanćm ich działaniem. Więcej mię interesował Kraszewski pod względem psychologicznym i społecznym, aniżeli estetycznym: dlatego też części zarysu mego poświęcone rozbiorowi artyzmu są szczupłe, chociaż nic pominięte.
Jakkolwiek nie wątpię, że całkowita korespon- dencya naszego powieściopisarza, gdy drukiem ogłoszona będzie, przyczyni się do wyjaśnienia niejednego dziś zagadkowego punktu w jego życiu; sądzę przecież, że posiadamy już dosyć materyału, ażeby, bez wielkiego niebezpieczeństwa omyłki, pokusić się o nakreślenie głównych liny jego ducha twórczego, który nas nie głębią, ale rozległością i wytrwałością w zdumienie wprawia. Czytelnik znajdzie wszędzie wymienione w książce źródła, któremi się posługiwałem; najważniejszemi są oczywiście same dzieła Kraszewskiego, a następnie wyjątki z listów podane obficie
III
przez A. Pługa w dwu jego pracach dopełniających się wzajem, z których jedna mieści się w , Książce jubileuszowej", druga w „Kłosach" z r. 1887; wreszcie co do lat dziecinnych rękopism Kraszewskiego p. n. „Noce bezsenne", zawierający wspomnienia autobiograficzne, który mogłem zużytkować dzięki uprzejmości wydawców „Tygodnika ilustrowanego".
Rozbierając i oceniając twórczość naszego powieściopisarza , starałem się, mianowicie w pierwszych dwu dziesięcioleciach jego działalności, jako w czasie utrwalania się jego sławy, poznać i uwydatnić sądy spółczesnych, gdyż one najlepiej częstokroć historyczną wartość i znaczenie dzieł uprzytomniają. W dobie późniejszej uwzględniłem już polemikę tylko; zdania bowiem o pismach Kraszewskiego albo się stały stereotypowemi. a więc charakterysty- cznemi nie były, albo też — i to wyjątkowo — czysto indywidualnemi, a więc nie mogły budzić szerszego zajęcia; polemika natomiast wydobywała niekiedy na jaw przekonania, które zaznaczyć należało.
W końcu przestrzedz winienem, że nazwisko krytyka młodocianych utworów Kraszewskiego, oznaczone literami T. B. na str. 70, 86, książki niniejszej, brzmiało Teofil Bukar; tak przynajmniej twierdzi znający owe czasy Antoni Nowosielski w cennej rozprawie
ROZDZIAŁ I.
Jest w Grodzierfskićm, niedaleko Prużany, wioska niewielka, Dolhćm zwana, położona wśród płaszczyzny wilgotnej, równćj, jednostajnej, zasianćj kamieniami, które tu „przed tysiącem lat wody jakiegoś kataklizmu przyniosły". W wiosce tćj byl dwór okazały, obszerny, z małą kapliczką na wzgórku, z ogródkiem, z odrobiną zarośli, z jedną sosną na polu, po szczęśliwszych pozostałą czasach 1).
Pod koniec pierwszego dziesięciolecia wieku naszego zamieszkał tu wcześnie osierocony, w szkołach lubieszowskich księży pijarów wykształcony, przystojny, dziarski, wesoły,
żartobliwy, żądny zabaw i stosunków światowych, poczciwy hulaka, ożywający dość znacznego, lubo już przez opiekunów nadszarpniętego majątku, — bez oglądania się na przyszłość. Byl to Jan Kraszewski, lowczyc trębowelski, którego dziad pochodził z Mazowsza, ale wywędrował byl na Ruś Czerwoną szukając polepszenia losu. Spostrzegłszy, że fortuna topniała, opamiętał się Jan rychło, postanowił się ustatkować i według starego zwyczaju wcześnie, bo dwadzieścia parę lat mając, zaczął szukać przyszłćj towarzyszki życia, a że w Prużari- skićm znał dwu sąsiadów, którzy dwie siostry poślubili, a te siostry miały jeszcze trzecią, Zofię Malską, siedzącą na Podlasiu, lecz nieraz zapewne odwiedzającą Prużaóskie, zwrócił afekta swe ku nićj, doznał wzajemności, otrzymał zezwolenie jćj rodziców i ożenił się 24 maja 1811 roku. Pod wpływem żony wielce pobożnej, surowćj względem siebie a wyrozumiałej dla drugich, dość ukształconćj jak na owe czasy, biegłćj oczywiście we francuszczyźnie, odmienił się Jan całkowicie, w domu siedzićć przywykł, gospodarstwem, ogrodem, skrzypcami i gawędką wesołą, zaprawioną żartami jowialnemi i dykteryjkami się zabawiał; gdy chciał trochę świata zobaczyć, jechał do rodziców żony, albo do Grodna. Współobywatele lubili go i chętnie wybierali na urzędy honorowe w powiecie.
Czasy były pełne niepokoju i grozy. Stosunki między Francyą a Rosyą naprężały się coraz bardziej, z miesiącem i tygodniem każdym; przewidywanie starcia wojennego nie wymagało wielkiej bystrości politycznćj; powstawało ono w umyśle każdego, kto czytał gazety i słuchał ustnych wiadomości, przebiegających po całym kraju. Z wiosną r. 1812 nasz łowczy trębowelski, dbając o spokój żony i spodziewanego potomka, wywiózł ją do Księstwa Warszawskiego, najprzód na Podlasie do jej rodziców, a następnie do Warszawy w tóm przypuszczeniu, że tu bądźcóbądz będzie najbezpieczniej. Zona miała w Warszawie przy sobie swą matkę, doktora i dawną nauczycielkę. Mąż powrócił na wieś i musiał sam zburzyć swój dwór, zostawiając tylko nizką, szczu
płą oficynę, a to dlatego, żeby widok wielkiego domu nie ściągał ku sobie rabusiów uzbrojonych, którzy podczas prze- chodu wojsk napoleońskich i rosyjskich szukali obiowu ł).
Kraszewska zamieszkała w domu dziś już nieistniejącym, dawniej Słuszków, potem Zienteckich przy ulicy Ale- ksandrya. Tu w dniu 28 lipca 1812 roku przyszło na świat dziecię wątłe i małe, które się miało stać olbrzymem pracy niezmordowanej i twórczości wyjątkowej. Ochrzczone w kościele ś. Krzyża dnia 6 sierpnia, otrzymało dwa imiona Ignacy Józef, z których drugie stało się głównćm i powszechnie uży- wanćm. W jesieni cała rodzina zjechała się na Podlasiu, ale posłyszawszy o odwrocie Napoleona, znowu szukała przytułku spokojniejszego gdzieindziej. Znalazła ją w Krakowskiem u Sol tyka pod Stopnicą, gdzie bawiła do lutego 1813 r. a następnie u Wielogłowskich w Skrobaczewie 2). Dopiero po przeniesieniu się burzy wojennćj w dalsze strony, wróciła Kraszewska wraz z rocznym synkiem do Dołhego. Ale Józio nie wychowywał się stale w tej wiosce pod okiem rodziców. Aż do roku jedenastego życia pozostawał u babki i prababki, gościem tylko będąc u ojca i matki.
1
Babka Malska i prababka Nowowiejska, zwana „babką białą", z powodu jasnej swój sukni, mieszkały na Podlasiu, w Romanowie. Była to miejscowość piękna głównie z powodu lasów starodrzewem porosłyoh; bo zresztą płaszczyzna wkoło, a wody bieżącćj brak. Na wzgórku w cieniu olch, lip, kasztanów, klonów, topól stal dom, murowany w niedawnych czasach, ale na stałych piwnicach.
Po lewźj jego stronie „królowała uśmiechając się łagodnie przygarbiona a wesoła staruszka, prababunia". „Uśmiech
ust, który zachowała do zgonu, wyniosła ze szczęśliwszych czasów. Nie odebrało go jćj wdowieństwo, niewdzięczność tych, co wszystko jćj byli winni, ani wiek ani cierpienie. Nawet gdy się mocno pogniewać musiała, miała go w zapasie zawsze: zjawiał się jak promień słońca po burzy. W jćj pokoju na zaslanćj starym gobelinem podłodze, wyobrażającym owocobranie, bawiło się dziecko gałązkami jodeł, które niedaleko szumiały. Na komódce z drewnianej mozaiki wysadzane było polowanie, z saskich pewnie czasów, gdy łowy roznamiętniały. Patrzało się na nie jak na obietnice przyszłych rozkoszy. W tych latach pierwszych każdy obrazek coś przynosił z sobą, coś zapowiadał i zwiastował, coś mówił. Wierzyło się w niego, jak w przepowiednią, jako w wierne odwzorowanie z natury. Pomiędzy zmyśleniem a prawdą dziecinny umysł nie domyślał się granicy... Wieczorem i rano modlitwa wprowadzała w świat inny, równie rzeczywisty, pełen majestatu i jasności". Prababka „z modlitwy umiała zawsze co najsłodsze wyciągnąć. Jednćm z najpierwszych prawideł, których uczyła dając suszoną gruszkę na otarcie łez po przewinieniu, było: że Pan Bóg za złe dobrćm płacić każe" i). Prababka tćż była pierwszą nauczycielką Józia, pokazując mu litery na kalendarzu.
Na prawo mieszkała babka Malska, wychowanka już Całkiem innćj epoki. „Ciągle prawie mocno cierpiąca, pracowita niezmiernie, czynna, umysłowo wielce wykształcona, gorąco przywiązana do kraju, całą życia pociechę miała w robocie, którćj ręce jćj nigdy nie rzucały, i w książkach, które pożerała. Na krosienkach stała zawsze otwarta książka, a babka umiała razem szyć i czytać po całych dniach. Prababka nie czytywała nic oprócz swych książek do nabożeństwa; babka, rozumiała rzeczy stare i nowe, potykała, co tylko pochwycić mogła, do zgonu nie zestarzała na umyśle".
W towarzystwie dziadka, Błażeja Malskiego głęboko czującego, wykształconego, ale małomównego, wieczorami
') „Noce bezsenne" (rkp.). Porów., Obrazy z życia i podróży" 1,66,69.
,w wielkiej sali, która wspólną była dwom babek mieszkaniom i leżała w pośrodku domu, zbierano się zwykle przy okrągłym stoliku. Przynoszono doskonałe bery i jabłka tyrolskie" ; ale istotnym celem było czytanie głośne. .Dziadek, zazwyczaj milczący, siadał na kanapie, albo przechadzał się powoli i cicho, stając niekiedy i przysłuchując się bacznie; — babka czytała, robiąc pończochę. Baz do łez przejęła wszystkich mowa Jana Kazimierza przy abdykacyi '). Cisza panowała w salonie, a straszna przepowiednia zbolałego króla rozlegała się po nim jak głos z grobu". Babka była drugą nauczycielką młodziutkiego wnuka, ona go nauczyła pisać po polsku i po francusku, ona go przygotowała do szkół.
Obok tyoh osób na umysł młodociany Józia wpływał także silnie wuj Wiktor Malski, który zastępował wprawdzie ojca w gospodarstwie, ale na rolnika stworzonym wcale nie był: „lubił literaturę, zajmował się sztuką, rysował i malował bardzo ładnie, odbył nawet do Włoch podróż artystyczną. Książka, sztuka, koń, myślistwo były mu najulubieńszćm zajęciem. Z wojska i lepszego towarzystwa warszawskiego wyniósł upodobania i nałogi, którym w Romanowie trudno było zadość uczynić... Myślistwo wszelkiego rodzaju było utrzymywane z troskliwością wielką i znajomością rzeczy. Polowano na wszelki możliwy sposób, nawet z sokołami, które noszono i hodowano, z chartami, gończemi, jamnikami, wyżłami itp. Obok tego literatura włoska i angielska, nie mówiąc już o francuskim chlebie powszednim, wuja Wiktora zajmowały żywo; były pokarmem codzienuym. Czytano bardzo wiele, pewnie więcćj w jednym Romanowie niż wcałćj okolicy" s).
Wśród takiego otoczenia nic dziwnego, że Józio Kraszewski od samego dzieciństwa nabrał ochoty do zajęć umysłowych nadzwyczajnej, zwiastującej przyszłość. Już w Romanowie marzył na przemiany o nauce, o sławię, o sztuce, miał
już „jakieś przeczucie wszystkiego, przeczucie powołania". Sama jednak nauka systematyczna nie pociągała go; jak ogółowi umysłów żywych, wydawała mu się nudną; — ale po lekcyach „kradł książki, aby je czytać". Raz czytając romans pani Radcliffe „na ganku ogrodowym, gdzie żywćj duszy nie było, i smutno tylko jodły szumiały*, drżał ze strachu, a w końcu tak się uczuł obawą przejętym, że musiał uciec do pokojów. Tu także wprzódy tworzyć zaczął, zanim pisać umiał, bo drukowanemi literami składał już jakieś powieści i wiersze ').
Nic od nauki i marzeń nie odrywało. Zabaw tłumnych nie było w Romanowie; nikt w nich nie smakował. W pamięci Józia utkwiło wspomnienie jednego tylko balu, na którym przywieziony przez któregoś z sąsiadów mnrzyn we fraku i białych rękawiczkach stanowił wielką i podziwianą osobliwość. Prócz rodziny, czasem kogoś z sąsiadów, pomiędzy któremi niemało było figur charakterystycznych, oryginalnych, Romanów nie widywał nikogo, chyba księdza reformata z Bia- łćj. Późnićj, gdy nieszczęśliwy proces jakiś dalszą rodzinę rozproszył, długo i jćj tu nie spotykano. Z tćj dalszej familii zapamiętał Józio Masłowskiego „Polonusa, który w paradnym stroju starym, w pasie złotolitym przybył raz do Romanowa i po obiedzie odjechał*. Józio zaraz potćm wybiegł na przechadzkę. Jakież było jego zdziwienie, gdy pod lasem ujrzał starego, siedzącego w rowie i zmieniającego strój paraduy na prosty kitel podróżny, a safianowe buty na kozłowe. Drapnął malec, aby nie być świadkiem tego przebrania, które mu tak zmieniło człowieka, że pojąć nie mógł, jak spowszedniał i zubożał mu w oczach, dając zarazem pierwszą lekcyę oszczędności.
Życie to, płynące tak jednostajnie i spokojnie, nie było jednak wcale odcięte od ogólnego prądu cywilizacyjnego w kraju. Wszyscy w Romanowie „zajmowali się sprawami, ogól obchodzącemi, bardzo żywo Dochodziły z Warszawy wszystkie pulsacye ówczesnego ruchu umysłów, wszystkie po-
') „Obrazy- z życia i podróży" I, 70—71.
wiewy nadziei i chłody zwątpienia". Sąsiedztwo „składało się przeważnie z rodzin, choć niezbyt bogatych, ale mogących się liczyć do klasy najwykształceńszćj". Józio zapamiętał, jakie wrażenie zrobiła w okolicy wiadomość, że w jednym z domów sąsiedzkich spodziewano się odwiedzin Niemcewicza, — i jak się gotowano na jego przyjęcie" (r. 1819). Zapamiętał także, iż przy młodych Szlubowskich, sąsiadach, jakiś czas nauczycielem był Stefan Witwicki, piękny naówczas, pełen życia młodzieniec, rozpoczynający dopiero swój zawód literacki. Pierwsze poezye Mickiewicza widział tu przepisywane i chciwie podawane z rąk do rąk. Walter Scott, Byron, Szekspir leżeli u wuja Wiktora na stoliku.
Odbył tćż Józio w dzieciństwie podróż do Warszawy, jakoś na Lublin skierowaną. Zbliżając się do Lublina babka spytała go, czćm głównie to miasto w liistoryi naszćj się zapisało. Okazało się, że wnuczek nie wiedział i dopiero z ust babki o Unii posłyszał '). W Warszawie stali w hotelu Gerlacha, a Józio mając głowę nabitą tem, że za białe kapelusze A la BoUvar, wówczas rozpowszechnione ku czci bohatera, W. książę Konstauty aresztować kazał, w wielkićj był obawie, ażeby i jemu się to nie zdarzyło, bo kapelusik mial biały. Chociaż przesunęło się wtedy przed oczyma jego dużo fizyognomij osób odwiedzających rodzinę Malskich, żadna jednak nie utkwiła mu w pamięci. Ponieważ okna pokoju, w którym stali, wychodziły na ulicę, siedział w nich Józio „ciągle, dnie całe, przypatrując się ruchowi a nie mogąc napatrzyć dosyć tćj rozmaitości zjawisk", jakie się przed nim przesuwały. „Z tego kalejdoskopu wrażenie pozostało mętne, mgliste, niewyraźne, a z Warszawy i jćj ówczesnego oblicza tylko ogromny tłok na praskim moście wypiętnowal się w pamięci" s).
II.
Rozpocząwszy rok jedenasty życia, dostał się Kraszewski we wrześniu 1822 roku do szkoły wydziałowej w Białej na Podlasiu. Miasteczko to położone wśród równin, lasów i błot miało jeszcze naówczas zrujnowany już coprawda zamek Radziwiłłów, niegdyś obronny, otoczony walem, na którym rosły stare lipy, przechadzek wieczornych i śpiewów wesołych młodzieży „świadki i słuchacze", miało kilka klasztorów i „akademią" tak zwaną dlatego, że za Rzeczypospolitej była kolonią akademii krakowskiej. Rektorem jej był Józef Preyss, liczący wtedy lat 56, pedagog zawsze poważny, spokojny, małomówny, niezmiernie systematyczny i z pozoru surowy, a w głębi duszy łagodny, przywiązany do młodzieży, głęboko przekonany o ważności obowiązków, poświęcony im bez granic. Powierzonym sobie zakładem kierował umiejętnie. Powagą swoją, bez uciekania się do boćkowskiego, umiał tak rządzić szkolną dziatwą, że ta pilnie z nauk korzystała i do starć ze zwierzchnością nie posunęła się nigdy. Biegły matematyk i łacinnik, sam wykładał w klasie czwartej algiebrę i jeometryę. Przez lat 37 nie wydalał się prawie z murów „akademii", plotek miejskich i towarzystwa kobiet nie lubił, rzadko do gości z gabinetu swego wyohodził.
Do niego to oddany został na stancyą Kraszewski, wówczas chłopiec niewielkiego wzrostu o jasnych włosach, rumianej, sympatycznej twarzyczce, i przepędził tu lat cztery, bo jakkolwiek odrazu zdał do klasy drugiej, z powodu młodego wieku przesiedział w niej dwa lata. Towarzyszami jego byli: syn rektora, Aleksander, i Jan Gloger. Czuł się tu jeszcze jakby u babek; Preyssowa obchodziła się ze swemi pupilami jak z własnćm dzieckiem; do Romanowa jeździło się na święta; małe miasteczko jeszcze woń miało wiejską. Zwykły tryb życia był następny: Wstawano około 6-ćj rano; o siódmej pito mleko grzane lub kawę z dużą groszową bułką, potem biegli wszyscy (z wyjątkiem dni bardzo mroźnych) na
mszę do fary położonej naprzeciw „akademii", z kościoła do szkoły, gdzie lekcye ranne trwały od 8 do 12. O 10-ćj było dziesięć minut pauzy, w czasie której uczniowie wychodzili na mały posiłek. Punkt o 12 ej dawauo obiad, składający się zwykle z rosołu, sztuki mięsa i pieczystego lub jarzyny. Preyss tak się systematycznie trzymał raz ustalonego porządku, że nawet wilią Bożego Narodzenia sprawiał w południe. Po obiedzie i wypoczynku następowały znowu lekcye, w zimie od 2 do 4-ej, w lecie od 3 do 5 ej. Po lekcyach popołudniowych był podwieczorek, o pół do ósmej wieczerza, ale bez herbaty, którą jeszcze wtedy za lekarstwo uważano; o dziewiątej trzeba było iść spać.
Przedmiotów nauki szkolnej, jak na zakład czteroklasowy, było sporo, chociaż niektóre bardzo elementarnie tylko traktowane być mogły.
Do dawniejszego wykładu nauki obyczajowej dodano już wówczas, przy wzmożonym u góry kierunku nabożnym, wykład religii. Za podstawę służył katechizm Fleury'ego
I dzieła ks. Bielskiego, z których dowiadywano się o obyczajach dawnych Żydów i pierwszych chrześcijan. Nauka obyczajowa* dawana była według podręczników ks. Popławskiego z czasów komisyi edukacyjnej. Nauczycielami tego przedmiotu za pobytu Kraszewskiego byli: ks. Pieczyski a następnie unita Wohulski. Bliższych wiadomości o charakterze ich i sposobie wykładu nie posiadamy.
Nauozycielem łaciny przez wszystkie oztery klasy był Karol Bystry, a języka francuskiego i niemieckiego Narcyz Klembowski, wiarus napoleoński, utrzymujący w klasie rygor wojskowy i lubiący uciekać się do dyscypliny, którą zwykle nosił przy sobie. U niego Kraszewski prywatne nawet pobierał lekcye francuszczyzny, na którą babka, zgodnie z ówczesnym nastrojem wśród szlachty, wielki nacisk kładła.
Gieografią, historyą powszechną i polską wykładał Józef Giżewski, wystawiający się na żarty młodzi szkolnej swo- jćrn niefortunnćm paradowaniem na chudym dereszu. Już w klasie drugiej, stosownie do przepisu władzy edukacyjnej,
objaśniał on zasady konstytucji krajowej, danej w r. 1815 Królestwu kongresowemu.
Nauk przyrodniczych uczył ex-pijar, Józef Sengteller. Dzielono je w szkołach na historyę naturalną w zwykłem rozumieniu tego wyrażenia i fizykę, z którą połączone były najpotrzebniejsze wiadomości z gieografii matematycznej, chemii i technologii. Pod zarządem Sengtellera zostawało muzeum zawierające pięć wielkich szaf oszklonych; w dwu mieściła się biblioteczka szkolna; w trzech zaś — narzędzia fizyczne i matematyczne, preparata chemiczne, minerały, konchy i polskie rośliny zasuszone.
Najbardziej ulubionym przez uczniów byl Adam Bartoszewicz, nauczyciel matematyki w trzech niższych klasach, oraz języka polskiego z dodaniem krótkich wiadomości z dziejów literatury, które według Bentkowskiego, oczywiście w nader szczupłym zakresie, dyktował. Umiał on rozbudzić gorące zamiłowanie do piśmiennictwa ojczystego i zachęcał do gromadzenia wypisów z lepszych pisarzy, jak to sam mial zwy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Podobne
- Strona startowa
- Child Lincoln & Preston Douglas - 09 - Kult, E-booki, Autorzy, ~ C ~, Child Lincoln, z Douglasem Prestonem, Pendergast
- Christie Agata - Spotkanie w Bagdadzie, E-Booki, Agata Christi
- Christie Agata - Strzaly w Stonygates, E-Booki, Agata Christi
- Christie Agata - Samotny dom, E-Booki, Agata Christi
- Christie Agata - Dom Przestepcow, E-booki, Agata Christie
- Christie Agata - Karty na stol, E-booki, Agata Christie
- Christie Agata - Noc i ciemnosc, E-Booki, Agata Christi
- Christie Agata - Tajemnica gwiazdkowego puddingu, E-Booki, Agata Christi
- Christie Agatha - Poirot prowadzi sledztwo(1), E-booki, Christie Agatha
- Christiane F - My, e-books
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ines.xlx.pl