[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Chris KyleWspółpracaScott McEwen, Jim DeFeliceCel snajperaHistoria najniebezpieczniejszego snajpera w dziejachamerykańskiej armiiPrzekład: Michał RomanekAmerican Sniper: The Autobiography Of The MostLethal Sniper In U.S. Military HistoryBraciaTen po prawej to Chris Kyle. A ten po lewej to ja – „Kisiel” („Pudding” – jakprzetłumaczył Amerykańcom to przezwisko któryś z moich życzliwych kolegów).Zdjęcie zrobiliśmy pod koniec naszej zmiany. Byliśmy już wtedy naprawdę zżyci.Obaj chcieliśmy mieć takie zdjęcie na pamiątkę.Poznaliśmy się podczas mojej drugiej zmiany w Iraku. Był 2004 rok. Działaliśmyw ramach Grupy Zadaniowej (Task Force), której celem było przeciwdziałanieatakom terrorystycznym na siły koalicji i nowe władze Iraku. Tak jak pisze Chris,brakowało nam wówczas nawigatorów. Przydzielono nam więc kogoś z Navy SEAL.Podobno snajpera.Pierwsze spotkanie było raczej pełne rezerwy. Patrzyliśmy na siebie, taksując tegodrugiego. Co on potrafi? Nie nawali? Rozmowa się nie kleiła. Nikt nie lubi, jakprzyjeżdża ktoś z zewnątrz i zaczyna opowiadać o swoich najlepszych na świeciejego zdaniem technikach. A my w 2004 już wiele umieliśmy...Zamieszkaliśmy razem w wydzielonej części Campu Pozzi. Wszystkiego kilkanamiotów i trzy domki po ochronie pałacowej Saddama. Każdy miał do dyspozycjijakieś 2 metry na 2 metry przestrzeni. W takiej ciasnocie albo się szybko kogośznienawidzi, albo polubi. A Chrisa nie sposób było nie lubić. Zawsze uśmiechnięty,gotów do pomocy, chętny do nauki czegoś nowego. Szybko nabraliśmy do siebiezaufania. Jedna, dwie akcje i wiedzieliśmy już o sobie wszystko. Jak ten drugi sięzachowuje, jak szybko reaguje, gdy plan bierze w łeb, czy pcha się do przodu, czy teżpotrafi utrzymać swe miejsce w szyku. Chrisowi nie w smak było siedzeniew humvee, gdy my wywalaliśmy drzwi i wracaliśmy z kolejnym HVT w worku nagłowie.W końcu to był operator taki jak my. Ale nie narzekał. To był w stu procentachprofesjonalista.Nawet później, gdy przydzielano mu bardzo trudne zadania, nie słyszeliśmyz jego ust słowa skargi. Nie chwalił się również swoimi osiągnięciami. Był trochęzaprzeczeniem naszych wyobrażeń o Jankesach.Pomiędzy operatorami sił specjalnych wywiązuje się szczególna więź. Trudno jąwytłumaczyć osobom z zewnątrz. Zostajemy braćmi, ze wszystkimi konsekwencjamiz tego płynącymi. Nasi koledzy z zespołu stają się naszą rodziną. Spędzamy ze sobąwięcej czasu niż z prawdziwymi bliskimi. I nie zajmujemy się bezpiecznymizajęciami. To niesamowicie zbliża.A wojna? To nie my decydujemy, gdzie jedziemy i z kim będziemy walczyć.Jesteśmy żołnierzami i mamy obowiązek wykonywać rozkazy. Nie dyskutujemyo słuszności tej czy innej wojny. A gdy już jesteśmy na wojnie, liczy się zadanie. I to,by twój brat bezpiecznie wrócił z akcji. To jest najważniejsze. Tam tylko to się liczy.Chris stał się naszym bratem.A – zapomniałbym o żubrówce. Mocno musiała Chrisowi zapaść w pamięć.Czasem gdy „stary” pozwolił (a rzadko tak bywało, oj, rzadko), siadaliśmy wszyscywieczorem razem przy drinkach z soku jabłkowego i żubrówki. Amerykanie lubilido nas przychodzić – u nich obowiązywał całkowity zakaz picia alkoholu.Gadaliśmy o wszystkim. O akcjach, o naszych dziewczynach i dzieciach. Lubiliśmyte chwile, oni też. I lubili nasze drinki.Bardzo się cieszę, że Chris zdecydował się na spisanie swoich wspomnień. I jestemmu bardzo wdzięczny, że nie zapomniał o nas. Zresztą – czego się spodziewałem?Nie zapomina się o braciach.starszy chorąży sztabowy Andrzej K. „Kisiel” żołnierz Wodnego ZespołuBojowego Jednostki Wojskowej GROM, obecnie w stanie spoczynku***W czasie kilku lat, kiedy GROM służył w Iraku, bardzo często ścieżki przecinałynam się z SEALsami. To oczywiste, bo zarówno oni, jak i my przygotowywaliśmy siędo wykonywania podobnych zadań.Pierwszy raz wspólne operacje z SEALsami wykonywałem w Zatoce Perskiej.Były to nocne akcje związane z ograniczeniem przemytu irackiej ropy. Wsiadaliśmyz Amerykanami do tych samych łodzi i ruszaliśmy. Gdy trafialiśmy na mniejszejednostki, to raz abordażu dokonywali Amerykanie, innym razem my. Gdy trafiła sięduża jednostka pływająca, działania były prowadzone wspólnie. Amerykaniewykonywali te operacje od dłuższego czasu, więc na początku z kolegamikorzystaliśmy z ich doświadczenia oraz wsparcia. Dlatego w pierwszych tygodniachw śmigłowcach, które zabezpieczały nas z powietrza, siedzieli snajperzy SEALsów.Ale dosyć szybko ich miejsca zajęli zmiennicy z GROM-u.Kilka tygodni przed rozpoczęciem wojny zacieśniliśmy współpracę. SEALsi mielizdobywać terminal przeładunkowy ropy MAAOT, a my bliźniaczy – KAAOT.Wtedy chyba pierwszy raz doszedłem do wniosku, że oni przychodzą podpatrywać,jak my się przygotowujemy do roboty. Z kamieni i takich zwykłych taśm, jakich dowygradzania miejsca używa na przykład policja, zbudowaliśmy model platformy. Takonstrukcjazajmowałapowierzchniękilkusetmetrówkwadratowych! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl