[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LyndaChater
Mefistoija
PrzełożyłaBarbaraKorzon
Podziękowaniazapomoc,
zachętęidobrerady
niechajprzypnie
LuigiBonomi
ROZDZIAý 1
Zawarłam znajomość zdiabłem wdniu, gdy wylano mnie zpracy. Wtedy
ukazałmisięporazpierwszy.Przedstawiłsięjako„Mefisto”,więctakgobędę
nazywać, zwłaszcza że jesteśmy już teraz na „ty”. Czy to naprawdę diabeł? On
twierdzi,żetak.NiejestwprawdzieWielkimSzatanem,alewpiekielnejhierarchii
zajmujenienajgorszemiejsce.Takpowiedział.Czymuwierzę?Samaniewiem,
boczydiabełmożemówićprawdę?Zobaczymy.Jużwkrótcesiętegodowiem.
Jak się to wszystko zaczęło? Był piątek, mokre grudniowe popołudnie.
Zgodniezharmonogramempracyzasiadłamakuratprzybiurkuwwypożyczalni,
kiedy służbowy komputer dostał ataku histerii ipostanowił udawać, że nie ma
pojęcia,ocomichodzi.
Kolejkaczytelnikówzaczynałasięniecierpliwić,zmuszonawdodatkuwalczyć
omiejsce ztłumem powracających zzakupów, przemokniętych ludzi, którzy
przyszlitutylkowtymcelu,abysięschronićprzeddeszczem.
Beztrosko otrząsając mokre parasolki, przez ciżbę przepchnęła się grupka
kosztownie ubranych kobiet; wszystkie rozglądały się wokół tak cielęcym
wzrokiem,jakbyżadnejznichdotądniezdarzyłosięwidziećbiblioteki.Ipewnie
tak było. Wwyobraźni tych osób na mapie Guildfordu musiała wtym miejscu
widniećbiałaplama,dzielącamagazynJaegeraodsalonuLauryAshley.Dlanich
był to tylko jeden zmartwych punktów rozsianych po trasie codziennych
zakupów.Irytująceutrudnienie.
Zgromadziwszy się wpobliżu mego biurka, całe to eleganckie towarzystwo
zajęło się oceną efektów swoich żmudnych wielodniowych łowów –
sprawdzaniem spisów świątecznych sprawunków oraz oglądaniem ostatnich
nabytków.Przedoczamiprzesuwałymisięeleganckiemarkoweetykietki:Gucci.
Armani.Chanel.Lapinique–„dlakobiety,którachceczegoświęcej”.
Śledziłamjezjawnązazdrością.Jateżchciałam„czegoświęcej”,itonawet
bardzo, tylko że nie miałam nikogo, kto by mi kupił na gwiazdkę buteleczkę
perfum Lapinique. Andrew jak zwykle podaruje mi jakąś książkę, ja zaś jak
zwykle będę się starała nie okazać rozczarowania, że nie zobaczę go wświęta.
Och,gdybymmiałaodwagęzaprosićAndrewnaświątecznylunch!Możebyłbyto
wreszcie ten niezbędny impuls, który zmieniłby nasze stosunki, kładąc kres
platonicznejstagnacjitrwającejjużtylelat.Cóż,kiedyznówstchórzyłam.
Nakazałam sobie nie patrzeć wstronę tych paniuś. Ico by mi przyszło
zflakonika perfum Lapinique? Mężczyźnie nie wystarczy ładny zapach, aby
niemoralna oferta zgorzkniałej pięćdziesięcioletniej baby wydała mu się
atrakcyjna.Dotegotrzebaznaczniewięcej.
–Apozatymteperfumypachnąpewniejakkociesiuśki–mruknęłampod
nosem,walącwścieklewklawiszkomputera.Znałamtejegonapady;zazwyczaj
mijałypoparuminutach,aledziśbyłszczególnieuparty.
– Słucham? Co takiego? – zdziwiła się zadbana czytelniczka, wręczając mi
wybranąksiążkę.
– Nic. – Spojrzałam na okładkę. „Ślub wraju”, głosiły złote litery tytułu.
Poniżej widniała tropikalna plaża, na której nieprawdopodobnie przystojny
brunetopłomiennychoczachobejmowałomdlewającą–pewniezeszczęścia–
blondynkę. Jak można czytać taki chłam? Zciekawością zerknęłam na stojącą
przedbiurkiemkobietę.
–Tokontynuacja„Wymarzonegoromansu”–pospieszyławyjaśnić,uznając
widoczniemójwyraztwarzyzaoznakęzainteresowaniaksiążką.–Bohaterowie
przykońcumielisięjużpobrać,alejąporwalibandyci,aBrett,tennaokładce,
poprzysiągł,żejąodnajdzie.Nawetnakońcuświata!
–Wyglądanato,żemusięudało–zakpiłam,patrzącnaobrazek.
– Uhm – westchnęła zprzejęciem. – Umieram zciekawości, jak do tego
doszło.–Pogładziłapostaćnaobrazkuczubkiempalcaweleganckiejrękawiczce
iposłałamipłochliwyuśmiech.–Fantastycznymężczyzna,prawda?
Uśmiechnęłamsięcałągębą.
– Niezły – przytaknęłam – pod warunkiem że lubi się mężczyzn, którym
zuszuwyrastająpalmy.Temuakuratzlewego.
–Zupełnietegoniezauważyłam!–wykrzyknęłazlekkąkonsternacją.–Może
wartobyłobynapisaćdowydawnictwaiwytknąćimtenśmiesznybłąd–orzekła
po chwili, przyjrzawszy się ilustracji. – Chyba tak zrobię. – Umieściła Bretta
wtorbiezzakupamiipoklepałagoczule.–Czasamizatakilistmożnaotrzymać
nagrodę.
Głupia krowa. Zwróciłam się do następnej osoby wkolejce. Był to łagodny
zwygląduczłowiekzcałymnaręczemksiążek.Gdyzobaczyłamjednak,cowybrał,
uśmiechmizamarłnaustach.„Pisanekrwią:Antologiaautentycznychzbrodni”,
„Zabójcza arytmetyka – wstrząsająca relacja niedoszłej denatki”, „Poślubiłam
mordercę”,„Dziesięciunajwiększychseryjnychmordercównaszychczasów”.
OJezu,czyżbyniktjużnieczytałprawdziwychksiążek?Książekznormalną
akcją,pisanychprzeznormalnych,prawdziwychautorów?Swojądrogątrudnoje
dziś znaleźć. Jeśli ktokolwiek ma jeszcze ochotę sięgnąć po jakąś klasyczną
pozycję,musigodzinamiprzedzieraćsięprzezpółkizastawionesagamioseksie
izakupach, tajemniczymi morderstwami tudzież mnóstwem głupawych
romansów historycznych, że nie wspomnę już ocałej sekcji poświęconej takim
osobnikomjakMillsiBoon.
Każdyodczasudoczasulubiprzeczytaćsobiecoślekkiego.Samakładęsię
nieraz do łóżka zjakimś romansidłem Jilly Cooper lub biorę kąpiel
wtowarzystwiepięknejbohaterkinajnowszejpowieściJackieCollins,ależebyna
tympoprzestawać?Najgorsze,żezawartośćnaszejbibliotekistajesięodbiciem
tych żałosnych gustów. Nie mamy tu nawet wszystkich dzieł Dickensa. ZJane
Austenjestjeszczegorzej,takwięcnagłapopularnośćtelewizyjnejwersji„Dumy
iuprzedzenia” zastała nas kompletnie nieprzygotowanych, ajedyny zaczytany
egzemplarztejksiążkizaginąłwkrótcebezśladuwskomplikowanymłańcuchu–
czytaj:bałaganie–wypożyczeńmiędzybibliotecznych.
Komputer, który wkońcu pogodził się zlosem, zameldował ostrym
piśnięciem, że kolejny czytelnik przetrzymuje egzemplarz „Anatomii dla
początkujących”. Zaczęłam przypominać winowajcy, co otym mówi regulamin,
gdypoczułamnaramieniuczyjąśrękę.Byłtonaszkierownik.
–Harriet,byłabyśuprzejmawpaśćnachwilkędomojegobiura?Chciałbym
zamienićztobąparęsłów.
Zmuszona zaniechać prawienia reprymendy młodemu entuzjaście doktora
Crippena, ruszyłam za szefem na pierwsze piętro, do jego obskurnej dziupli,
szumniezwanejgabinetem.
– Stoimy wobliczu kolejnej, bardzo poważnej obniżki funduszów –
oświadczył,zamknąwszydrzwi.–Koniecznabędziepewna...hm...reorganizacja.
Wtejsytuacjipostanowiliśmyzredukowaćksięgozbiorykilkumniejpopularnych
działów, auzyskaną powierzchnię przeznaczyć na rozbudowę sekcji „Życie
inauka”,zeszczególnymuwzględnieniemmateriałówaudiowizualnych.Musimy
sięunowocześnić,dostosowaćprofildodzisiejszychwymagań.Trzebapozbyćsię
częścitychstarych,zakurzonych„cegieł”iustawićfrontemdomłodzieży.
–Tylkoczęści?Możelepiejwszystkich?–mruknęłamszyderczo.–Puśćprzez
głośnik muzykę pop, załatw zezwolenie na wyszynk icałonocną działalność,
wprowadźopłatęzawstęp,ikłopotyzforsąmaszzgłowy!
Nie komentując mojej złośliwostki, popatrzył na mnie zpewnym
zakłopotaniem.
–AnnetteBakerbardzochętniepoprowadzinowydział...
–Toświetnie–weszłammuwsłowo.–Zupełnieniewidzęsiebiewtejroli.
Miałabym doradzać piętnastoletnim łebkom, wktórym poradniku znajdą
najlepsze wskazówki, jak wmiarę bezboleśnie popełnić samobójstwo? Onie,
wolałabym raczej... – Zamilkłam, gdyż nagle zaczęło mi świtać, co jest
prawdziwymcelemtejrozmowy.
Wodpowiedzinamojemilczeniewyłożyłmiówcelbezogródek–wprostych
żołnierskich słowach. Pewnie! Jak najszybciej załatwić nieprzyjemną sprawę –
ispokój! Zbliżał się przecież weekend, aon chciał spędzić te dni wpoczuciu
dobrzespełnionegoobowiązku.
– Bardzo mi przykro – bąknął na koniec, wyciągając rękę, by pocieszająco
poklepaćmnieporamieniu.
Uchyliłam się przed jego fałszywym współczuciem iślepa od łez niezdarnie
wybiegłamzpokoju.Przekonana,żegapisięnamniektożyw,zpochylonągłową
przepchnęłamsięprzezstojącąnapodeście grupęiczymprędzej pognałamna
górę.Pozwoliłamsobieodetchnąćdopieronadrugimpiętrze,gdzienaszczęście
niebyłogapiów.
–PodliFilistyni–sapnęłam,chwytającsięmetalowejporęczybalkonu.Nowy
atakgniewnychłezsprawił,żezwisającenadługimłańcuszkumojeokularydo
czytania zaczęły zgłośnym grzechotem obijać się otę poręcz. Parę osób
popatrzyło wgórę. No tak, podstarzała jejmość łkająca jak dziecko – jakiż to
zabawnywidok!
Odetchnęłamgłęboko,otarłamoczyiporazostatniogarnęłamspojrzeniem
swe utracone królestwo. Moi wierni poddani karnie tkwili na półkach,
nieświadomi, że ich królowa została zdetronizowana iże pod rządami nowego
reżimu czeka ich srogi ucisk. Moje ukochane książki – jedyni prawdziwi
przyjaciele. Ileż samotnych nocy spędziłam wich towarzystwie! Pozwalały mi
uciekaćdoinnegoświata,gdzienadalistniejąprawdziwewartości,gdziezawsze
nagradzasięcnotę,aszlachetna,choćnieładnaheroinanieodmienniezwycięża
frywolne piękności, zdobywając serce mężczyzny dzięki swoim duchowym
przymiotom.
O, gdybyż tak było wrzeczywistym świecie! Niestety, dzisiaj to już
niemożliwe. Bo jakież ukryte walory mogłyby dziś zrównoważyć coś tak
okropnego jak zmarszczki czy choćby siwiejące włosy? Wnaszym świecie
starzenie się jest zbrodnią. Ja byłam winna tej zbrodni, postanowiono wiec
wyrzucić mnie na śmietnik razem zkupą moich „zakurzonych cegieł”. Trzeba
wszakzrobićmiejscenowiutkim,lśniącymbestsellerom.Niechajdumniegłoszą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl