[ Pobierz całość w formacie PDF ]

James Hadley Chase

Kozioł ofiarny

Tłumaczyła Zofia Kania

 

 

„KB”

 

 

- Ujdzie - odparłem starając się oswobodzić dłoń. - Chyba nie będziesz próbował mi wmówić, że pod eskortą policyjną mam wrócić do domu!

Uśmiechnął się nieznacznie. Jego bystre, szare oczy badały moją twarz.

—                Nie spodziewałeś się, że przyjadę, mimo wszystko? Liczyłem dni, wiesz przecież.

—                Niczego się nie spodziewałem. - Przyglądałem się skomplikowanej tablicy rozdzielczej buicka. - To twój wóz?

—                Zgadza się. Kupiłem go przed dwoma miesiącami. Cudo, prawda?

—                Reasumując, gliny z Palm City mają dalej pełne kieszenie forsy. Gratuluję.

Twarz Johna zasępiła się. Nagły błysk gniewu zapalił się w jego oczach.

- Słuchaj, Harry, gdyby ktoś inny miał czelność odezwać się do mnie w ten sposób, rozkwasiłbym mu gębę!

Wzruszyłem ramionami.

—                Proszę bardzo, jeśli ci to odpowiada. Przyzwyczaiłem się do tego, że mnie gliny biją.

—                Podaję do twojej wiadomości, że pracuję teraz w okręgu i że to przyniosło mi znaczną podwyżkę. Od przeszło dwu lat nie należę już do policji miejskiej.

Z wielką przykrością poczułem, że krew napływa mi do twarzy.

—                Widzę... wybacz... Nie wiedziałem.

—                Skąd mógłbyś wiedzieć? - Uśmiechnął się i uruchomił silnik. Buick odsunął się od chodnika. - Dużo zmieniło się, Harry, podczas twojego pobytu w mamrze! Stara klika zniknęła. Mamy nowego szeryfa dystryktu, równy gość.

Nie powiedziałem ani słowa, wtedy on zapytał nagle:

—                Masz jakieś plany?

—                Nie, żadnych. Rozejrzę się na prawo i lewo. Wiesz przecież, że wylano mnie z „Heralda”.

—                Tak wygląda. - Milczał przez chwilę. - Myślę, że z początku nie będzie ci łatwo. Spodziewasz się chyba tego?

—                Tak, oczywiście. Kiedy facet zabije glinę, nawet przypadkowo, nie zapomina się o tym. Starają się nawet usilnie przypomnieć mu to. Nie wątpię, że nie będzie mi lekko.

—                Z policją nie będziesz miał żadnych kłopotów. Nie to miałem na myśli. Musisz niewątpliwie rozejrzeć się za nową robotą. Cubitt ma długie ręce. Chce cię zniszczyć. Jeśliby to zależało tylko od niego, nigdy nie przekroczysz progu redakcji dziennika.

—                Nie martw się. Dam sobie radę.

—                Mógłbym ci może pomóc.

—                Nie. Mowy nie ma.

—                Oczywiście, ale jest przecież Nina...

—                Biorę to na siebie. Poradzę sobie.

Milczał przez chwilę, wpatrzony w szybę ociekającą deszczem.

—                Słuchaj, Harry, jesteśmy starymi kumplami - zaczął po chwili.- Znamy się kawał czasu. Wiem, że masz niejedno na wątrobie, ale nie traktuj mnie tak, jakbym był twoim wrogiem. Rozmawiałem o tobie z Meadowsem. To ten nowy szeryf dystryktu. Niczego jeszcze nie postanowiono, nie jest jednak wykluczone, że zechcą cię zatrudnić w biurze.

—                Za nic na świecie nie zgodzę się być funkcjonariuszem w Palm City!

—                Nina dość się już wycierpiała - powiedział niezręcznie.

—                Ja także dość się już wycierpiałem, więc skwitowaliśmy się. Nie potrzebuję nikogo. Kropka. Basta.

—                Dobrze, zgoda - rzekł Renick z gestem bezradności. - Nie sądź, że cię nie rozumiem, Harry. Myślę, że także byłbym rozgoryczony, gdyby mi się przytrafiło to, co tobie, ale co się stało, to się stało. Trzeba pomyśleć o twojej przyszłości teraz... i o przyszłości Niny.

- Jak ci się zdaje, o czym rozmyślałem przez cały czas, który spędziłem w celi, jeśli nie o tym? - Patrzyłem przez okno na szare morze, które uderzało o nabrzeże w strumieniach deszczu. – To prawda, jestem rozgoryczony. Miałem dość czasu, żeby zdać sobie sprawę, że byłem skończonym głupcem. Powinienem był wziąć te dziesięć tysięcy dolarów, które ofiarował mi dyrektor policji, żebym cicho siedział. W każdym razie jednego się nauczyłem w mamrze: nigdy
więcej nie dam się wrobić w ten sposób!

—                Mówisz głupstwa! - zaprotestował Renick gwałtownie. - Wiesz dobrze, że postąpiłeś tak, jak ci nakazywało sumienie. Wszystko sprzysięgło się przeciwko tobie. Gdybyś pozwolił dać sobie w łapę temu obrzydliwcowi, nigdy nie miałbyś odwagi spojrzeć w lustro! Sam świetnie o tym wiesz!

—                Tak myślisz? Nie miej złudzeń! Nie chcę stawiać się w lepszym świetle, tym bardziej teraz. Kiedy przez trzy i pół roku dzieli się celę ze zboczeńcem, który zgorszyłby nawet wieprza, człowiek musi się zmienić. Gdybym przyjął wtedy łapówkę, nie byłbym teraz więźniem wypuszczonym z mamra, pozbawionym pracy i miałbym z pewnością taką limuzynę jak ty!

Renick, zmieszany, wiercił się na siedzeniu.

—                Takie gadanie nie ma sensu, Harry. Niepokoisz mnie, wiesz? Proszę cię, staraj się opanować, zanim spotkasz się z Niną.

—                Może byś się zajął swoimi sprawami, nie uważasz? - palnąłem bez żenady. - Nina jest moją żoną, wyobraź sobie. Jest ze mną związana na dobre i złe. Tak. To ja mam troszczyć się o nią, nie ty.

—                Myślę, że nie miałeś racji, Harry, kiedy zabroniłeś jej przyjść na rozprawę, a nawet odwiedzać cię w więzieniu i pisać do ciebie. Chciała dzielić z tobą tę ciężką próbę, wiesz o tym równie dobrze jak ja, ale ty potraktowałeś ją jak intruza, jak obcą osobę!

Zacisnąłem pięści, wzrok wbiłem w plażę zalaną deszczem.

—                Wiedziałem dobrze, co robię. Myślisz, że chciałem, żeby mnie widziała w więziennym ubraniu, w mównicy za kratą i za szybą? Czy sądziłeś, że chciałbym, żeby ten obrzydliwiec dyrektor czytał jej listy, zanim mi je wręczy? Pozwoliłem się wrobić, zgoda, ale to jeszcze nie powód, żeby także i ją wciągać w to błoto!

—                Nie miałeś racji, Harry. Czy nigdy nie przyszło ci na myśl, że chciała dzielić z tobą twe zmartwienia? Zapewniam cię, że dużo kosztowało mnie trudu, żeby przeszkodzić jej w przyjściu ze mną dziś rano do więzienia.

Zbliżaliśmy się do Palm Bay, dzielnicy zamieszkanej przez szykownych ludzi z Palm City. Długi szereg luksusowych kabin na plaży pod strugami deszczu sprawiał smutne wrażenie. Plaża była pusta, cadillaki, rollsy i bentleye stały w garażach w pobliżu pałaców.

Ongiś byłem filarem Palm Bay. Jak odległe wydawały mi się czasy, kiedy prowadziłem rubrykę wydarzeń z wielkiego świata w „Heraldzie”, dzienniku o największym nakładzie w Kalifornii Moje artykuły były później drukowane również w gazetach o mniejszym znaczeniu. Zarabiałem w ten sposób mnóstwo pieniędzy. Żyło mi się dobrze. Lubiłem moją pracę. Wtedy właśnie ożeniłem się z Niną i na krańcach Palm Bay kupiłem bungalow, gdzie zamieszkaliśmy. Powodziło mi się dobrze. Wydawało się, że jestem na drodze do zrobienia pięknej kariery, kiedy pewnego wieczoru usłyszałem przypadkiem urywki rozmowy dwóch nieznajomych, którzy popili sobie i pod wpływem alkoholu zgrzeszyli brakiem dyskrecji.

Tych kilka słów wystarczyło, by naprowadzić mnie na ślad afery tak groźnej jak wybuch wulkanu. Potrzeba mi było dwóch miesięcy wytrwałych i dyskretnych poszukiwań, żeby odtworzyć cały mechanizm tych machinacji. Afera ta przez wiele tygodni mogła zajmować pierwsze szpalty w dziennikach.

Banda gangsterów z Chicago przygotowywała się do opanowania Palm

City. Zamierzali zainstalować aparaty do gier, otworzyć burdel i wprowadzić tam wszystko, co sprzyjałoby pogłębieniu rozwiązłości. Spodziewali się osiągnąć dochody w wysokości dwu i pół miliona dolarów miesięcznie.

Kiedy zdobyłem pewność, że chodzi o poważne projekty, uważałem, że owi gangsterzy upadli na głowę. Nie byłem w stanie uwierzyć, że wystarczy, żeby zainstalowali się w Palm City, by zacząć rządzić miastem według swych upodobań. Wtedy przekazano mi ultra poufne wiadomości: urzędnik, któremu podlegała policja w Palm City oraz pół tuzina innych wpływowych radnych miejskich zostali przekupieni, w zamian za to przyrzekli gangsterom całkowite poparcie.

Popełniłem wówczas największy błąd: próbowałem prowadzić śledztwo dalej własnymi siłami. Zależało mi oczywiście na pierwszeństwie w ujawnieniu tej rewelacji, by osiągnąć z tego korzyści w mojej pracy zawodowej. Dopiero kiedy zebrałem wszystkie dowody i naszkicowałem dokładny plan artykułów, które zamierzałem napisć, zdecydowałem się iść do J. Mateusza Cubitta, dyrektora i właściciela „Heralda”.

Opowiedziałem o niebezpiecznych przygotowaniach. Słuchał, a jego blada i szczupła twarz nie zdradzała żadnych uczuć.

Kiedy skończyłem, oświadczył, że chciałby sprawdzić te fakty. Jego oschłość i dziwny brak entuzjazmu powinny były obudzić moją czujność. Posunąłem swoje śledztwo dość daleko i nagromadziłem niemało dowodów. Wszystko to jednak nie wystarczało, wymknął mi się bowiem jeden szczegół: gang kupił „Heralda”! Nigdy bym nie uwierzył, że jest to możliwe. Dowiedziałem się, że bandyci przyrzekli Cubittowi miejsce w senacie, jeśli weźmie udział w ich grze. Właściciel dziennika, ambitny i żądny zysku, nie mógł oprzeć się tej kuszącej ofercie.

Zażądał, żebym mu przekazał wszystkie informacje, gdyż chciałby je sprawdzić. Zbliżałem się do mego bungalowu, skąd chciałem zabrać potrzebne materiały, kiedy nagle zatrzymał mnie policjant, który śledził mnie przez całą drogę. Oświadczył, że dyrektor policji miejskiej wzywa mnie do siebie. Zaprowadzono mnie do dyrekcji policji, gdzie przeprowadziłem rozmowę z głównym patronem.

Był to typ brutalny, działał prosto z mostu, nie próbując niczego owijać w bawełnę. Położył na biurku dziesięć tysięcy dolarów w nowych, szeleszczących banknotach. Gotów był te pieniądze zamienić na moją teczkę z dokumentami. I żeby więcej nie było o tym mowy.

Nigdy jeszcze nie przyjąłem żadnej łapówki i nie miałem zamiaru zaczynać, zwłaszcza w moim wieku. Wiedziałem również, że artykuły, które zamierzałam napisać sprawią, że moje nazwisko przez wiele tygodni będzie widniało w prasie na czołowym miejscu, i zapewnią mi

świetną opinię w środowisku dziennikarskim. Wstałem i wyszedłem. To był początek moich kłopotów.

Odniosłem teczkę Cubittowi i opowiedziałem mu o propozycji dyrektora policji. Potakiwał mi, utkwiwszy we mnie oczy osłonięte ciężkimi powiekami i polecił, żebym wstąpił do niego o dziesiątej trzydzieści tego samego wieczoru. Do tego czasu będzie miał możność sprawdzenia materiałów i znalezienia najlepszego sposobu wykorzystania mego rewelacyjnego odkrycia.

Przypuszczam, że spalił teczkę. W każdym razie nigdy jej już nie zobaczyłem.

Nina od początku interesowała się moim śledztwem. Umierała z niepokoju. Ona także zdawała sobie sprawę, że igram z ogniem. Ale była to moja życiowa szansa. Wiedziała o tym równie dobrze jak ja i nie próbowała odwieść mnie od tego.

Wyruszyłem więc z domu nieco przed dziesiątą na spotkanie z Cubittem. Nina odprowadziła mnie do samochodu. Wiedziałem, że dręczy ją strach. Ja również byłem niespokojny, ale miałem zaufanie do Cubitta.

Mieszkałem w Palm Bay. Żeby udać się do niego, musiałem przebyć odcinek drogi mało uczęszczanej. Tam właśnie to się zdarzyło.

Wóz policyjny, pędzący z dużą szybkością, wyminął mnie i zatarasował drogę. Może chcieli mnie zmusić, żebym zjechał gwałtownie z szosy i runął do morza, ale stało się inaczej. Nastąpiło dość gwałtowne zderzenie i glina, który prowadził wóz, wbił się na kierownicę. Jego kolega, poza szokiem, nie odniósł żadnych obrażeń. Aresztował mnie za przekroczenie przepisów drogowych.

Wiedziałem, że wszystko to było ukartowane, ale nic nie mogłem zrobić. W dwie minuty później nadjechał inny wóz policyjny z sierżantem Baylissem z działu kryminalistyki za kierownicą. Co robił na tej nieuczęszczanej drodze? Nigdy nikt nie zadał sobie trudu, żeby go o to zapytać. Natychmiast zajął się wszystkim - ranny policjant został odwieziony do szpitala, a ja na główny komisariat.

Podczas jazdy Bayliss rozkazał nagle kierowcy, żeby się zatrzymał. Znajdowaliśmy się na ulicy ciemnej i pustej. Kazał mi wyjść z samochodu. Kierowca wysiadł również i wykręcił mi ręce do tyłu, żeby je unieruchomić. Bayliss wyjął wówczas ze schowka w tablicy rozdzielczej butelkę szkockiej, napełnił usta whisky i zaczął spryskiwać moją twarz i przód koszuli. Potem wyciągnął pałkę i zdzielił mnie po głowie.

Ocknąłem się dopiero w celi. Od tej chwili byłem zgubiony. Ranny glina umarł. Oskarżono mnie o nieumyślne zamordowanie człowieka i skazano na cztery lata. Adwokat, który mnie bronił, na próżno walczył jak lew, niczego nie osiągnął. Usiłował wykazać, że wszystko zostało ukartowane, ale jego zarzuty obalono natychmiast. Cubitt stwierdził pod przysięgą, że nigdy nie miał w ręku mojej teczki z materiałami, że i tak chciał się mnie pozbyć, ponieważ byłem nie tylko niesumiennym dziennikarzem, lecz ponadto pijakiem.

Przez cały czas, kiedy odsiadywałem wyrok, powtarzałem sobie, że jestem największym głupcem na świecie. Trzeba być wariatem, żeby walczyć samotnie przeciwko nieczystym sprawkom zarządu miejskiego.

Nie posunąłem się naprzód, choć dowiedziałem się później, że dyrektor policji musiał podać się do dymisji, a zarząd miejski przepadł w komplecie w najbliższych wyborach. Sugestie mojego adwokata spowodowały śledztwo, w wyniku którego chuligani z Chicago woleli próbować szczęścia gdzie indziej. Ja jednak mimo to pozostałem w więzieniu z czteroletnim wyrokiem za zabicie policjanta podczas prowadzenia wozu w stanie nietrzeźwym. Nikt nie był w stanie tego zmienić.

Teraz, po trzech latach i sześciu miesiącach spędzonych w celi, byłem znowu na wolności. Byłem dziennikarzem, to był mój jedyny zawód. Cubitt umieścił mnie na czarnej liście. Mowy nie było, żebym mógł znaleźć pracę w jakimś piśmie. Będę zmuszony przerzucić się do innej branży. Pojęcia nie miałem co będę robił. Przedtem dobrze zarabiałem, ale zawsze dużo wydawałem. Kiedy mnie aresztowano, zostawiłem Ninie niewiele na życie. Chyba mało z tego zostało, o ile coś zostało. Często martwiłem się z jej powodu, zastanawiając się, co się z nią dzieje. Przez swoją głupotę zakazałem jej, za pośrednictwem adwokata, pisać do mnie do więzienia. Myśl, że ten brutalny sadysta, dyrektor, będzie czytać jej listy, zanim mi je odda, była dla mnie nie do zniesienia.

—                Jak sobie dawała radę? - spytałem Renicka. - Jak jej się wiedzie?

—                Bardzo dobrze, chyba spodziewałeś się tego? Okazało się, że ma zdolności artystyczne. Wyobraź sobie, maluje wzory na wyrobach garncarskich i w ten sposób zarabia wcale nieźle.

Skręcił w ulicę, przy której mieszkałem. Czułem, jak gardło mi się ściska na widok bungalowu. Ulica tak dobrze mi znana była pusta. Deszcz, tworzący szarą zasłonę, odbijał się od szosy i chodnika.

Renick zatrzymał wóz przed bramą.

- Do rychłego zobaczenia! - powiedział ściskając mi ramię. - Jesteś szczęściarzem, Harry. Chciałbym, żeby taka kobieta jak Nina czekała na mnie w domu.

Wysiadłem z samochodu nie spojrzawszy na Renicka i skręciłem w aleję, którą szedłem tyle razy.

Drzwi wejściowe otworzyły się i na progu ukazała się Nina.

 

II

 

Około szóstej trzydzieści, siódmego ranka po moim wyjściu z więzienia, zbudziłem się nagle. Śniło mi się, że jestem znów w celi i upłynęła chwila, zanim zdałem sobie sprawę, że znajduję się w pokoju, a obok śpi Nina.

Leżąc na plecach, z oczami utkwionymi w suficie, zacząłem się zastanawiać, tak jak to czyniłem od tygodnia, czym się zajmę, żeby zarobić na życie. Wysondowałem już dziennikarski światek. Jak się spodziewałem, nie było miejsca dla mnie. Wpływ Cubitta rozciągał się jak macki ośmiornicy. Nawet podrzędne lokalne gazety bały się mnie zatrudnić.

Poza dziennikarstwem nie mogłem robić nic poważniejszego. Mój zawód polegał na pisaniu, ale nie byłem autorem czerpiącym temat z fantazji. Jako reporter musiałem opierać się na faktach autentycznych, by stworzyć coś na odpowiednim poziomie. Bez dziennika, w którym mógłbym pracować, nie byłem nic wart.

Przyglądałem się Ninie śpiącej przy mnie. Byliśmy małżeństwem od dwóch lat i trzech miesięcy, kiedy wpakowano mnie do więzienia. Miała wówczas dwadzieścia dwa lata, a ja dwadzieścia siedem. Jej czarne włosy układały się w loki, skóra miała kolor kości słoniowej. Nie była piękna w sensie klasycznym, zgadzaliśmy się z tym oboje, ale twierdziłem i od tego czasu nie zmieniłem zdania, że była najbardziej uroczą kobietą, jaką spotkałem.

Kiedy tak spoglądałem na nią pogrążoną we śnie, zdałem sobie sprawę, jak wiele musiała wycierpieć. Skóra wokół jej oczu była zmarszczona. Kąciki ust opadały w dół, nadając jej smutny wygląd. Nigdy przedtem nie zauważyłem u niej tego wyrazu twarzy. Wiele wycierpiała. Zostawiłem jej trzy tysiące dolarów na naszym rachunku w banku, ale stopniały szybko. Honorarium adwokata i ostatnia rata za bungalow pochłonęły niemal wszystkie oszczędności. Zmuszona więc była szukać pracy.

Miała różne propozycje. Wreszcie, jak mi już opowiadał Renick - odkryła w sobie talent artystyczny i otrzymała zajęcia u pewnego jegomościa, który sprzedawał ceramikę turystom. Wyrabiał rozmaite przedmioty z gliny, a ona je zdobiła. Od roku zarabiała sześćdziesiąt dolarów tygodniowo; była to suma wystarczająca, jak mnie zapewniała, żeby pozwolić nam przetrwać, aż zdobędę pracę.

Pozostało mi na koncie jeszcze dwieście dolarów. Jeśli nie znajdę zajęcia, zanim pieniądze się rozpłyną, będę zmuszony prosić ją o kieszonkowe, na bilety autobusowe, papierosy itp. Taka perspektywa odbierała mi odwagę.

Działo się to dwa lata temu. Kiedy myślę o tym teraz, zdaję sobie sprawę, że zachowałem się jak szmata. Spostrzegłem, że zadany mi cios i pobyt w więzieniu całkowicie mnie zdemoralizowały. Nie tylko żarła mnie gorycz, przede wszystkim nękała mnie litość nad sobą samym, nad mym smutnym losem.

Gdybym miał coś na sumieniu, pozbyłbym się bungalowu i razem z Niną wędrowałbym w inne strony, gdzie by mnie nikt nie znał, i rozpocząłbym nowe życie. A tak zadowalałem się szukaniem pracy niemożliwej do znalezienia i uważałem się za męczennika.

Podczas dziesięciu ostatnich dni udawałem, że szukam pracy, której przecież dla mnie nie było. Wmawiałem Ninie, że przez cały dzień za tym chodzę, ale to było kłamstwo. Po jednym czy dwóch nieudanych telefonach uciekałem regularnie do najbliższego baru. Z wyjątkiem początkowego okresu, kiedy jako praktykant goniłem za sensacjami dnia, nigdy właściwie nie piłem. Teraz jednak zalewałem się regularnie. Troski topiłem w whisky. Pięć lub sześć szklaneczek - i nic już nie miało znaczenia. Gwizdałem na to, że nie mogę znaleźć pracy. Równie dobrze mogłem wrócić do domu i patrzeć, jak Nina zamęcza się przy malowaniu ceramiki, bez wyrzutów sumienia, że postępuję jak alfons.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl