[ Pobierz całość w formacie PDF ]
AGATHA CHRISTIE
PANI MCGINTY NIE ŻYJE
PRZEŁOŻYŁA EWA ŻYCIEŃSKA
TYTUŁ ORYGINAŁU: MRS MCGINTY'S DEAD
Peterowi Saundersowi
z wyrazami wdzięczności
za jego uprzejmoć dla autorów
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Herkules Poirot wyszedł z restauracji La Vieille
Grand-mere na Soho. Postawił kołnierz płaszcza
raczej z przezorności niż potrzeby, gdyż wieczór nie
był zimny.
- Ale - zwykł twierdzić - w moim wieku się nie
ryzykuje. Jego oczy wyrażały pełne zadumy, senne
zadowolenie.
Escargots de la Vieille Grand-mere były znakomite.
Ta knajpka to prawdziwe odkrycie. Z zadumą, jak
dobrze nakarmiony pies, Herkules Poirot oblizał
wargi. Wydobywszy z kieszeni chusteczkę, obsuszył
bujne wąsy.
Tak, podjadł sobie smacznie... I co teraz?
Przejeżdżająca taksówka kusząco zwolniła. Poirot
zawahał się chwilę, ale jej nie przywołał. Po co brać
taksówkę? I tak będzie w domu za wcześnie, by się
położyć.
- Szkoda - mruknął pod wąsem - że człowiek może
jadać tylko trzy razy dziennie...
Podwieczorek bowiem był posiłkiem, do którego
nigdy się nie przyzwyczaił. "Jeżeli się jada o piątej -
tłumaczył -człowiek siada do kolacji bez gotowego
zapasu soków trawiennych. A pamiętajmy, że
kolacja to najważniejszy posiłek dnia!"
Nie dla niego była również przedpołudniowa kawa.
Nie, na śniadanie czekolada i croissants déjeuner o
dwunastej trzydzieści, jeśli to możliwe, ale na pewno
nie później niż o pierwszej, i wreszcie ukoronowanie
wszystkiego: le diner!
Były to szczytowe momenty dnia dla Herkulesa
Poirota. Zawsze traktując poważnie swój żołądek, na
starość zbierał tego zasługi. Jedzenie było teraz nie
tylko fizyczną przyjemnością, ale także dziedziną
intelektualnych badań. Między posiłkami bowiem
sporo czasu spędzał na wyszukiwaniu źródeł nowego
i znakomitego jedzenia. Rezultatem jednej z takich
odkrywczych wypraw była La Vieille Grand-mere
1 ona to właśnie otrzymała pieczęć gastronomicznej
aprobaty Herkulesa Poirota.
Teraz jednak, niestety, musiał coś zrobić z
wieczorem. Herkules Poirot westchnął.
"Gdybym tylko - pomyślał - miał przy sobie ce cher
Hastings..."
Z przyjemnością zatrzymał się na wspomnieniu
starego przyjaciela.
"Mój pierwszy przyjaciel w tym kraju - i wciąż
najbliższy, jakiego miałem. To prawda, bardzo
często doprowadzał mnie do szału. Ale czy pamiętam
o tym teraz? Nie. Pamiętam tylko jego
niewiarygodny podziw, zachwyt, który' mu kazał z
otwartymi ustami podziwiać mój talent, łatwość, z
jaką go zwodziłem, nie wypowiadając jednego słowa
nieprawdy, osłupienie, gdy na koniec pojmował
prawdę widoczną dla mnie od początku. Ce cher,
cher ami! Mam tę słabość i zawsze miałem tę słabość,
że pragnąłem się popisać. Tej słabości Hastings
nigdy nie potrafił zrozumieć. Ale doprawdy,
człowiek z moimi zdolnościami musi sam siebie
podziwiać, a do tego niezbędny jest jakiś bodziec z
zewnątrz. Nie mogę, naprawdę nie mogę
przesiadywać sam całymi dniami w fotelu i
rozmyślać o tym, jaki jestem cudowny. Potrzebny
jest pierwiastek ludzki, potrzebny jest cudzy
podziw".
Herkules Poirot westchnął. Skręcił w Shaftesbury
Avenue.
Przejść na drugą stronę, iść na Leicester Square i
spędzić ten wieczór w kinie? Krzywiąc się lekko,
pokręcił głową. Kino najczyściej go złościło
rozłażącym się wątkiem, brakiem logicznego
rozumowania. Nawet zdjęcia, dla niektórych
przedmiot zachwytów, Herkulesowi Poirotowi często
się wydawały niczym więcej jak tylko próbą
ukazania scen i przedmiotów jako zupełnie innych,
niż były w rzeczywistości.
Wszystko, stwierdzał Herkules Poirot, jest dzisiaj
nazbyt bezładne. W niczym nie widać tego
zamiłowania do porządku i metody, które on sam
ceni sobie tak wysoko. Modne są sceny przemocy i
prymitywnej brutalności, a Poirota jako byłego
pracownika policji brutalność nużyła. Dość się na to
napatrzył w młodszym wieku. Była ona częściej
regułą niż wyjątkiem. Przekonał się, że jest męcząca
i nieinteligentna.
Chodzi o to - doszedł do wniosku, kierując kroki w
stronę domu - że nie pasuję do dzisiejszego świata. W
pewnym wyższym sensie też jestem niewolnikiem,
tak jak inni. Kiedy przychodzi czas odpoczynku, nie
mają go czym wypełnić. Finansista na emeryturze
bierze się do golfa, drobny kupiec sadzi w ogródku
cebulki, a ja jem. Ale niestety, i znów do tego
wracam, człowiek może jeść tylko trzy razy dziennie.
I czas między posiłkami zostaje niewypełniony.
Mijał stoisko z gazetami i rzucił okiem na ty rufy.
Wyniki postępowania sądownego w sprawie
McGinty. Wyrok. Nie wzbudziło to jego
zainteresowania. Mgliście sobie przypominał jakąś
niewielką wzmiankę w prasie. Nie było to
interesujące morderstwo. Jakaś nędzna staruszka
zabita dla paru funtów. Przykład tej dzisiejszej,
bezsensownej, tępej brutalności.
Poirot skręcił w podwórze swojego bloku
mieszkalnego. Jak zawsze serce wezbrało mu
uznaniem. Był dumny ze swego domu. Wspaniały
symetryczny budynek. Winda uniosła go na pierwsze
piętro, gdzie miał duże luksusowe mieszkanie z
nieskazitelną chromowaną instalacją, kwadratowymi
fotelami i ozdobnymi przedmiotami o surowych,
kanciastych kształtach. Zgodnie z prawdą można by
powiedzieć, że nie było tam jednej linii krzywej.
Kiedy otworzył drzwi i wszedł do kwadratowego
białego przedpokoju, po cichu wysunął się na jego
powitanie służący George.
- Dobry wieczór panu. Czeka na pana... jakiś pan.
Zręcznie uwolnił Poirota od płaszcza.
- Doprawdy? - Poirot był świadom tej króciutkiej
pauzy przed słowem "pan". Jako snob George był
ekspertem.
- Jak się nazywa?
- Niejaki pan Spence, proszę pana.
- Spence. - Nazwisko to w tej chwili nic nie
powiedziało Poirotowi. Ale wiedział, że powinno.
Zatrzymawszy się na moment przed lustrem, żeby
przywrócić idealny wygląd wąsom, Poirot otworzył
drzwi bawialni i wszedł. Mężczyzna siedzący w
jednym z wielkich kwadratowych foteli wstał.
- Witam, monsieur Poirot, mam nadzieję, że pan
mnie pamięta. To już tyle czasu... Nadinspektor
Spence.
- Ależ oczywiście. - Poirot serdecznie potrząsnął jego
dłonią.
Nadinspektor Spence z policji w Kilchester. Bardzo
to była ciekawa sprawa... Jak powiedział Spence, tak
już dawno temu...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl