[ Pobierz całość w formacie PDF ]
B
B
AGATHA CHRISTIE
MORDERSTWO ODBĘDZIE SIĘ...
PRZEŁOŻYŁA: WANDA STAWINOWSKA-
DEHNEL
TYTUŁ ORYGINAŁU: A MURDER IS
ANNOUNCED
ROZDZIAŁ PIERWSZY
MORDERSTWO ODBĘDZIE SIĘ...
1
Każdego dnia z wyjątkiem niedziel, pomiędzy
godziną siódmą trzydzieści a ósmą trzydzieści
rano, Johnnie Butt objeżdżał na rowerze osadę
Chipping Cleghorn. Nieustannie gwizdał przez
zęby i po kolei wpychał do skrzynek na listy
takie dzienniki, jakie mieszkańcy
zaprenumerowali w księgarni i składzie
materiałów piśmiennych pana Totmana przy
High Street. "Times" i "Daily Graphic" dla
pułkownika Easterbrooka i jego żony, "Times" i
"Daily Worker" dla pani Swettenham, "Daily
Telegraph" i "News Chronicie" dla panien
Hinchliffe i Murgatroyd, "Telegraph",
"Times" i "Daily Maił" dla panny Blacklock.
Do domów wymienionych osób - lub ściślej, do
prawie wszystkich domów w osadzie - trafiały
B
B
też co piątek egzemplarze lokalnego pisma
"North Benham News and Chipping Cleghorn
Gazette", zwanego potocznie "Gazetką".
A zatem co piątek, po pospiesznym rzucie oka
na tytuły w takim czy innym dzienniku (Trudna
sytuacja międzynarodowa! Dziś początek obrad
Sesji Ogólnej ONZ! Psy policyjne na tropie
zabójcy jasnowłosej stenotypistki! Trzy kopalnie
węgla nieczynne! Dwadzieścia trzy śmiertelne
ofiary zatrucia pokarmowego w nadmorskim
hotelu! - itd., itd.) większość mieszkańców
Chipping Cleghorn skwapliwie rozpościerała
"Gazetkę", aby pogrążyć się w wertowaniu
miejscowych nowin. Szybko załatwiano się z
artykułami, w których lokalne spory znajdowały
gwałtowny wyraz, następnie zaś dziewięciu na
dziesięciu prenumeratorów zwracało wzrok ku
rubrykom drobnych ogłoszeń. Były tu
wiadomości o kupnie i sprzedaży
najprzeróżniejszych rzeczy, rozpaczliwe wołania
o pomoc domową, liczne ogłoszenia na temat
psów, drobiu i sprzętu ogrodniczego oraz
wszelkie informacje ważne dla szczupłej
społeczności Chipping Geghorn.
Piątek, o którym mowa, dwudziesty dziewiąty
października tysiąc dziewięćset czterdziestego
piątego roku, nie odbiegał od reguły.
2
Pani Swettenham odgarnęła z czoła kunsztowne,
B
B
siwiejące loczki, rozłożyła "Timesa" i bez
szczególnego zainteresowania przebiegła
wzrokiem drugą stronę. Rychło osądziła, że jeśli
nawet były jakieś ciekawe wiadomości, "Times",
jak zawsze, potrafił je zakamuflować; przejrzała
wzrokiem kolumnę zatytułowaną: "Narodziny.
Małżeństwa. Zgony" (przede wszystkim zgony!)
i dopełniwszy obowiązku, odłożyła dziennik, by
sięgnąć po "Gazetkę".
Gdy jej syn, Edmund, wszedł w jakiś czas potem
do jadalni, pani Swettenham była pogrążona w
lekturze drobnych ogłoszeń.
- Dzień dobry, mój drogi - powiedziała. -
Smedleyowie chcą sprzedać swojego daimlera.
Model z trzydziestego piątego! Stary gruchot,
nieprawdaż?
Syn burknął coś na powitanie, nalał sobie
filiżankę kawy, nałożył na talerz dwa opiekane
śledzie i rozpostarłszy "Daily Worker", wsparł
gazetę o toster.
- "Szczenięta rasowe dogi..." - czytała pani
Swettenham. - Nie wiem, jakim cudem ludzie
żywią dziś takie ogromne psiska? Nie mam
pojęcia, doprawdy! Oo... Selina Lawrence
znowu szuka kucharki. Mogłabym ją zapewnić,
że w obecnych czasach ogłoszenie to czysta
strata czasu. Nie podaje adresu, tylko numer
skrytki pocztowej. Także pomysł! Służba chce
wiedzieć, dokąd ma się zgłosić. Ceni sobie dobry
adres! "Kupuję sztuczne zęby. Płacę najwyższe
ceny"... Nie mogę pojąć, czemu sztuczne zęby są
B
B
tak poszukiwane. "Cebulki kwiatowe.
Najpiękniejszy wybór"... Hm... Nawet niedrogo.
Jakaś młoda dziewczyna szuka odpowiedniego
zajęcia. Chciałaby podróżować... Mój Boże! Kto
by nie chciał?... "Jamniki"... Nie lubię
jamników, nawet nie dlatego, że to psy
niemieckie... Wojna już się przecież skończyła.
Po prostu nigdy ich nie lubiłam... Co pani powie,
pani Finch?
W szparze uchylonych drzwi pojawił się tors
kobiety oraz głowa w starym aksamitnym
berecie.
- Dzień dobry pani - przemówiła pani Finch. -
Można już sprzątnąć ze stołu?
- Nie. Jeszcze nie po śniadaniu - odrzekła pani
Swettenham i wnet dodała pojednawczo: - Za
chwilkę kończymy.
Kobieta spojrzała złym okiem na Edmunda i
"Daily Worker" i wycofała się, pociągnąwszy
nosem.
- Ja dopiero co zacząłem - mruknął młody
człowiek, a jego matka podchwyciła cierpko:
- Wolałabym, Edmundzie, żebyś nie czytał tej
okropnej gazety. Pani Finch wcale się to nie
podoba.
- Nie rozumiem, co panią Finch obchodzą moje
zapatrywania polityczne.
- "Daily Worker"! - prychnęła matka. -
Zupełnie jakbyś był robotnikiem. A ty przecież
nic nie robisz.
- Nieprawda, mamo. Piszę książkę.
B
B
- Miałam na myśli prawdziwą pracę - obruszyła
się matka. - No i zależy nam na pani Finch.
Jeżeli zrazi się do nas i odejdzie, kogo
znajdziemy na jej miejsce?
- Można dać ogłoszenie do "Gazetki".
- Powiedziałam przed chwilą, że to czysta strata
czasu. Mój Boże! W dzisiejszych ciężkich
czasach człowiek jest w beznadziejnej sytuacji,
jeżeli nie ma starej niani, która zgodzi się
gotować i pełnie funkcję pomocy domowej do
wszystkiego.
- Czemu więc nie mamy w domu takiej osoby?
W odpowiednim czasie nie postarałaś się o
nianię dla mnie. Karygodna krótkowzroczność!
- W odpowiednim czasie zamieszkiwaliśmy na
Wschodzie i tobą opiekowała się ayah.
- Karygodna krótkowzroczność - powtórzył
Edmund. Pani Swettenham wróciła do drobnych
ogłoszeń.
- "Sprzedam używaną kosiarkę do
trawników"... Ależ cena! Słowo daję!... Znowu
jamniki... "Napisz lub odezwij się jakoś!
Zrozpaczony Woggles". Co za pseudonimy
wymyślają sobie ludzie!... "Spaniele..."
Pamiętasz, Edmundzie, kochaną Sussie? Była
mądra jak człowiek. Rozumiała każde słowo...
"Do sprzedania kredens. Antyk rodzinny.
Autentyczny Sheraton. Lucas w Dayas Hali". Ta
potrafi kłamać! Autentyczny Sheraton! Akurat!
- prychnęła gniewnie i czytała dalej:
- "Omyłka, kochanie. Dozgonna miłość. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl