[ Pobierz całość w formacie PDF ]

CZESŁAW CHRUSZCZEWSKI

 

 

 

 

 

Powtórne stworzenie świata

 

DZIEŃ PIERWSZY

 

Ilekroć próbował zrozumieć, był przekonany, że próba powiedzie się, że zdoła pojąć wszystko, to znaczy Istotę Wszechrzeczy, Sens Wszechbytu, a więc także odgadnie tajemnice Człowieka. Sądził, że wie, dokąd podąża. Dzięki temu przekonaniu ze spokojem spoglądał w przyszłość, manifestując przy lada okazji wyrozumiałość dla zdezorientowanych, zagubionych, lękliwych i wiecznie rozdrażnionych. „Ten i ów - mówił - przeczuwa swoją wielkość, tym więcej irytuje go bezradność i nieudolność innych. Jak długo można stawiać pierwsze kroki? Jak długo można tolerować własną ignorancję? To brakuje tchu, to trudno nadążyć, tego nie sposób przeskoczyć, tamtego pokonać. Za mało wiedzy, sił, za wiele przeszkód, za dużo rozległych płaszczyzn, bezkresnych przestrzeni, niebosiężnych szczytów, bezdennych przepaści, nieprzeniknionych ciemności, oślepiającego światła".

A ja wiem, już wszystko wiem. -----------------------------------------------------------------

Promień Słońca przeniknął przez szparę w drzwiach. Po tamtej stronie drzwi nieskończony świat mego istnienia. Jestem wszechobecny, od gwiazdy do gwiazdy, na miliardach planet, pod bilionami drzew. Oto siedzę na trawie, przyglądam się kwiatom, słyszę beztroski śmiech dzieci, widzę barwy, widzę kształty, dostrzegam treść. ------------------- Jestem wszędzie, pod każdym drzewem. Świadomość tej wszechobecności przynosi szczególnie radosny spokój. Jak to długo potrwa? Jeszcze kilkanaście sekund. Nie starcza sił, nie zdołam przedłużyć momentu olśnienia.

Światło mknie z niewyobrażalną szybkością, gasną słońca, niczym reflektory w teatrze albo w cyrku po galowym przedstawieniu. Spektakl skończony, na widowni pozostał jeden człowiek. Czyżby zasnął? Czy znużyło go ustawiczne wracanie do domu, do jednego z miliarda miliardów domów?

Czyżby próba znowu nie powiodła się?

 

Aster zdjął hełm i powiedział do asystentów: - Maksymalna koncentracja wyzwala natchnienie, to przypomina błysk światła, jak gdyby na ułamek sekundy rozwarła się brama, rozsunęła kurtyna. Ta maszyna - Aster położył prawą dłoń na pulpicie sterowni - ta genialna maszyna ułatwia nawiązanie kontaktu z Kosmosem, usuwa zakłócenia, oczyszcza przestrzeń między Człowiekiem a Resztą, przybliża na mgnienie oka krajobraz Całości. Dzięki tej maszynie Człowiek staje się nadwrażliwy, ta maszyna czyni nasze zmysły doskonalszymi, rozjaśnia umysł. Oddycham pełną piersią, bo zespoliłem się wreszcie z Wszechświatem. Co za wspaniała jedność! W tej samej chwili jestem źdźbłem trawy, psem merdającym ogonem, płaczącym dzieckiem, rozbawioną dziewczyną, kamieniem wyrzuconym z procy.---------------

Ale tym boleśniejszy będzie powrót do siebie, bo ta maszyna - mówił Aster podnosząc głowę – ten supermózg, zajmujący dwanaście pięter Centrum Wiedzy o Kosmosie, ten diabelski komputer nie potrafi utrwalić tego błysku, tej wizji, nie umie zwolnić ruchu, nie może zatrzymać magicznej taśmy filmu, który przesuwa się przed naszymi oczami. Szczegóły zacierają się, oglądamy obrazy prześwie­tlone, zamglone i szybko zanikające.

- A co dzieje się potem? - zapytał najmłodszy asystent - to znaczy: Teraz? Co dzieje się z tobą, z nami, gdy przemija ten szczególny stan natchnienia, zwany przez niektórych objawieniem?

- Zasypiamy - odparł Aster - z wolna poczynamy zasypiać.

- Zasypiamy z otwartymi oczami, rozmawiając?

- Chodząc, walcząc, biegając, miłując, nienawidząc? - dziwił się drugi nieco starszy asystent.

- Ależ tak, ależ tak! - zawołał Aster. - Im szybszy ruch, im większe zaabsorbowanie życiem, im aktywniejsze działanie, tym głębszy sen. Tylko cisza, absolutny spokój zewnętrzny i wewnętrzny, umożliwiają koncentrację, wstęp do krótkotrwałego obudzenia.

Wówczas, nie wiadomo po raz który, rozpoczyna się próba zrozumienia wszystkiego, usiłowanie roz­szerzenia szpary w drzwiach wiodących do prawdy. Próby jak dotąd są bezskuteczne. Jakaś zapora tkwi w naszych mózgach. - Aster uśmiechnął się. - Mimo wielowiekowej mądrości ciągle jeszcze jesteśmy naiwni, jak dzieci.

- Dzieci są mądrzejsze od nas - stwierdził trze­ci, najstarszy asystent.

- Zadziwiająco mądre - zgodził się Aster - i naiwne. Posiadają zdumiewającą intuicję, zanika­jącą w późniejszych latach.

Przerwano rozmowę, bo zapłonęły rubinowe światła na Wieży Informacji sąsiadującej z Centrum.

- Trzy czerwone - rzekł Aster. - Ważna i pilna wiadomość. - Na panoramicznym ekranie uka­zał się Główny Informator Celiusz, pozdrowił Aste-ra i oznajmił:

- Australijskie stacje obserwacyjne przekazały depeszę: - OD SZEŚCIU GODZIN NAD WIELKĄ PUSTYNIĄ WIKTORII SZALEJE BURZA • EWA-KUOWANO MIASTO KOSMONAUTÓW I WSZYSTKIE OBSERWATORIA ASTRONOMICZNE • PIORUNY ZNISZCZYŁY LINIE WYSOKIEGO NAPIĘCIA I WYWOŁAŁY LICZNE POŻARY • HURAGAN ZWALIŁ MASZTY STACJI TELEWIZYJ­NYCH • ZAGROŻONY RADIOTELESKOP NA GÓRZE 1085 • ZAOBSERWOWANO DZIWNE ZJAWISKA • SZCZEGÓŁY PÓŹNIEJ • CZEKAM NA BEZPOŚREDNIE POŁĄCZENIE Z ASTEREM • FLAMARIS •

- Łączcie! - powiedział Aster. - Im szybciej, tym lepiej. Dlaczego to tak długo trwa?

- Burza magnetyczna nad Australią - wyjaśnił pierwszy asystent. - Nie możemy nawiązać łączności z satelitą kontaktowym.

Wówczas Aster zwrócił się do Wyroczni Cybernetycznej, zasilanej ekspertyzami żywych specjalistów. Pytanie sformułował tak:

- Co należy uczynić, by nawiązać kontakt z Australią?

Genialna maszyna odpowiedziała niemal bez na­mysłu: „Trzeba wykorzystać rakietę pocztową. Pokona odległość dziesięciu tysięcy kilometrów w piętnaście minut”.

Wezwano generalnego pocztmistrza.

- Rakieta może zabrać trzy osoby - poinformował - niezbyt wielkie - dodał przyglądając się uważnie Asterowi.

- Jak sądzicie - Aster zwrócił się do asystentów - czy nie jestem zbyt wielki?

- Niezbyt wysokiego wzrostu - stwierdził autorytatywnie pocztmistrz, pozbawiony zupełnie poczucia humoru.

Przywołano pilota. Po upływie kwadransa pocztowy pojazd łagodnie wylądował na płaszczyźnie Ox w pobliżu Pierwszego Obserwatorium Flamarisa. Najmądrzejszy z astronomów, zobaczywszy Astera, wzniósł ręce ku niebu i zawołał:

- Spadasz, doprawdy, prosto z nieba! Zdołaliśmy przekazać wiadomość o naszych kłopotach, nie mogliśmy jednak zapobiec przerwaniu łączności. Nad Wielką Pustynią rozpętało się prawdziwe piekło.

- Co to znaczy „piekło"? - zapytał Aster sadowiąc się w wygodnym fotelu na tarasie obserwatorium. - Konkretyzuj, jeśli to możliwe.

- Piekło miraży, piekło lęku, by nie powiedzieć histerii - Flamaris położył na stole kilka kartek. - Przeczytaj - zachęcał - te zdumiewające listy napisali moi współpracownicy, jeszcze wczoraj ludzie spokojni, rozsądni, zrównoważeni, mocni, a przede wszystkim mądrzy.

- Australia to kontynent mędrców - stwierdził Aster.

- Moi mędrcy nagle postradali rozum. Czytaj, proszę.

„Nareszcie przełamałem barierę - czytał głośno Aster. - Jakie to proste, jakże oczywiste. Patrząc - nie widziałem... Myśląc - nie mogłem zrozumieć."

Autor drugiego listu pisał:

„Gdy człowiek wychodzi z ciemności w jasność - ślepnie. Nic nie widzę, ale to nie ma najmniejszego znaczenia, pod zamkniętymi powiekami tyle obrazów: stoję na gigantycznej skorupie żółwia, pada zielony deszcz, z każdej kropli wyrastają płomien­ne kwiaty. Kaskada promieni słonecznych spływa na ziemię, słyszę muzykę: monotonne, rytmiczne dudnienie bębnów, pogwizdywania piszczałek, stukot kołatek, dzwony, dzwonki. Uciekam, boję się, niebo ciemnieje, widzę, znowu widzę, przed moimi oczami przesuwa się potworna panorama niezliczonych pobojowisk, obok rycerza w czarno-złotym pancerzu spoczywa wojownik w srebrnym skafandrze. W kraterach apokaliptyczne, martwe bestie i zdruzgotane machiny wojenne wszystkich czasów...”

Trzeci list był bardzo lakoniczny:

„Porywający ogrom, przecudowny bezkres. Odnalazłem swoje miejsce wśród milionów ognisk. Szukałem tak daleko, a odnalazłem tak blisko.”

W następnym liście młody uczony skarżył się:

„Nie mogę opanować potęgującego się z każdą sekundą przerażenia. Ktoś zapalił na niebie szmaragdowe słońce, płonie przez całą dobę, wypala mózg, jak ocalić ostatnie, rozsądne myśli. Zewsząd otaczają mnie kuliste i owalne kształty, wielkie, ciężkie, świat pęcznieje, cóż to za obrzydliwe uczucie. Ktoś zgasił wreszcie słońce, patrzę w biały, olbrzymi księżyc, jego tarcza zajmuje prawie cały firmament. Bezgraniczny smutek wypełnia moje serce, wzniosły smutek nieskończoności, a potem bezgraniczny lęk. Tak bardzo chciałbym zrozumieć. Czymże jest moja wiedza wobec niezliczonych informacji ciągle napływających z Kosmosu. Przemawiają do mnie tyloma językami, dźwiękami, niezliczoną ilością barw, niewidzialne ręce układają kolorowe mozaiki, malują zachwycające krajobrazy dalekich planet. Widoki tych wspaniałych krain wyzwalają tęsknotę, kosmiczną nostalgię za ekstraktem piękna. Najwyższa pora wyruszyć w podróż.”

- I wyruszył? - zapytał Aster

- W każdym bądź razie zniknął - odparł wzburzony Flamaris. - Podobnie jak jego koledzy. Osiemnastu pracowników naukowych obserwatorium zniknęło w porannej mgle.

- Kiedy rzeczywiście zniknęli? Kto pierwszy zauważył ich nieobecność? Opowiadaj, interesują mnie szczegóły.

- Szczegóły! - astronom roześmiał się. - Nie znam żadnych szczegółów. Był mglisty poranek, spacerowali po parku, widziałem ich z tarasu. Porannym spacerem rozpoczynamy każdy dzień, bez względu na pogodę. Szli główną aleją - Flamaris podszedł do balustrady - kroczyli wolno w kilkuosobowych grupach żywo o czymś rozprawiając, mgła gęstniała, przysłaniając panoramę parku, potem zerwał się wiatr i mogłem znowu podziwiać eukaliptusy, park opustoszał. Pomyślałem: Ludzie wrócili do obserwatorium i rozpoczęli codzienną pracę. Wezwałem swojego zastępcę, przybiegł lekko zadyszany i oświadczył: „Elektroniczna aparatura odmawia posłuszeństwa, nigdzie nie mogę znaleźć naszych ludzi”. Tak - kończył relację astronom - pozostawili bezsensowne listy i zdematerializowali się.

- Osiemnaście listów?

- Nie, siedem. Jedenastu odeszło bez słowa pożegnania.

- Może nie zdawali sobie sprawy, że odchodzą. Co uczyniłeś później ?

- Wezwałem doradców wyspecjalizowanych w badaniu niezwykłych zjawisk natury. Po prawie godzinnej debacie doszli do wniosku, że rozwiązanie zagadki należy powierzyć Nieomylnym Maszynom, lecz fenomeny te zacięły się kilka sekund po zaprogramowaniu problemu. Wówczas zwróciłem się o pomoc do Sarmena, czuwającego nad spokojem mieszkańców tego kontynentu. Nieoceniony Sarmen wprowadził do akcji dwa tysiące wspaniałych, elektronicznych rycerzy. Waleczne automaty natychmiast wyruszyły w głąb pustyni i zginęły na polu chwały w pierwszej bitwie z Niewiadomym - Flamaris umilkł.

- Mów, bardzo proszę, w jaki sposób zginęły maszyny?

- Posłuchajmy Sarmena - zaproponował astronom. - Oczekuje nas w sali wykładowej obserwatorium. Roboty przekazały serię obrazów z rekonesansu, warto zobaczyć ten film.

Strażnik południowego kontynentu pozdrowił Astera:

- Nareszcie przybyłeś, czekaliśmy na ciebie. Postaram się odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. Wmontowaliśmy kamery w hełmy dowódców oddziałów, dokładniej mówiąc setników - dwadzieścia kamer, sterowanych przez centralną stację, zainstalowaną na transporterze dowódcy. O czwartej nad ranem oddziały opuściły bazę i przedefilowały przed trybuną. Prezentowały się dobrze, bardzo dobrze, zresztą sami zobaczycie.

Rozpoczęto wyświetlanie filmu jednocześnie na trzech ekranach, a Sarmen komentował:

- Oddziały wkraczają na obszar dawnego poligonu rakietowego. Przed dwustu laty przeprowadzono tutaj doświadczenia z wojskowymi rakietami oraz obiektami kosmicznymi. Eksperymentowali specjaliści z krajów tak zwanej brytyjskiej wspólnoty i zachodniej Europy.

- Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - zapytał Flamaris.

- Któż to może wiedzieć - odrzekł Sarmen. - Podzieliłem mój korpus ekspedycyjny na dziesięć grup, oddalonych od siebie o pięćset metrów.

- Doskonale radzą sobie z piaszczystym terenem - stwierdził Aster nie odrywając wzroku od pierwszego ekranu.

- Ich stopy mogą dostosować się do każdego terenu, na powierzchni piaszczystej wydłużają się, dzięki czemu nie grzęzną, lecz suną po piasku, jak na nartach. Na drugim ekranie widok z lotu ptaka, nad oddziałami unoszą się trzy pojazdy. Te zdjęcia wykonano z wysokości trzech tysięcy metrów.

- Bardzo zła widoczność - powiedział Flamaris. - Toż to prawdziwy samum, chmury pyłu unoszą się nad pustynią.

- Na trzecim ekranie - mówił Sarmen - widzimy obrazy przekazywane przez kamerę, umieszczoną na transporterze. Ten wóz na gąsienicach wyprzedzał oddziały o trzy do czterech kilometrów. W tej chwili zbliża się do wzniesienia 88, za sekundę zobaczycie kosmodrom.

Aster przesłonił usta lewą dłonią. Flamaris, który dobrze znał kreatora, wiedział, że usiłuje on w ten sposób ukryć przed oczami innych grymas twarzy.

- Straszliwa burza - komentował dalej Sarmen, usiłując nadać swojemu głosowi naturalne brzmie­nie. - Wyładowania elektryczne o niespotykanej sile zniszczyły wyrzutnie, platformy, schrony dla obserwatorów.

- Nawet tornado nie zdoła zrujnować betonowych bunkrów - odezwał się astronom. - To prawdziwy kataklizm, takie obrazy ogląda się po trzęsieniu ziemi.

- Trzęsienie ziemi - powtórzył Aster wpatrując się w ekran. - To nie było trzęsienie ziemi. Gruzy, same gruzy, przypominają najgorsze czasy, kiedy z nieba na ziemię zrzucano tysiące bomb. Kto wyzwolił tak potworną siłę? W kosmodrom. uderzyła pięść giganta, rozwścieczony wielkolud kopnię­ciem nogi rozwalił żelbetonowe konstrukcje, monstrualny smok stratował osadę kosmonautów, od żaru poczerniały nawet kamienie, co z ludźmi?

- Zdążyli uciec, wystartowali tuż przed katastrofą. Od nich dowiedzieliśmy się, że nadchodzi koniec świata.

- Kosmonauci mówili o końcu świata? - zdziwił się kreator. - Czyżby strach miał aż tak wielkie oczy?

- O tak, byli bardzo przerażeni - przyznał Fla-maris. - Zdołano przestraszyć naszych najodważniejszych, byłem zdumiony i zaniepokojony. Bełkotali pojedyncze słowa: „Koniec świata... giniemy... tajfun... nienawiść... zagłada...” Wezwałem lekarzy, uśpili biedaków, odpoczywają teraz w klinice.

- Zmieniłem szyk pojazdów stratosferycznych - opowiadał Sarmen - leciały jeden nad drugim na wysokości pięciu, dziesięciu i dwudziestu tysięcy metrów. Odebrałem pierwsze zdjęcia wspaniałej ławicy chmur, widocznej teraz na pierwszym ekranie, w chwilę później drugi statek przekazał obraz szerokiej, szkarłatnej smugi, która nieoczekiwanie wytrysnęła z naszej gwiazdy słonecznej, takie przynajmniej odnieśliśmy wrażenie. Po kilku sekundach runął na ziemię pojazd lecący najniżej, a potem dwa pozostałe. W tym czasie elektroniczni rycerze sunęli przez pustynię w kierunku masywu gór Musgrave. Transportery niwelowały drogę wśród wydm.

- Ekrany ciemnieją - powiedział Aster. - Czyżby nadprogramowe zaćmienie słońca?

- Burza piaskowa - odparł Sarmen. - Wydałem rozkaz: Stop i maszyny znieruchomiały. Po kilkugodzinnym marszu nie zaobserwowały żadnych intruzów, nie nawiązały z nikim kontaktu. Zamierzałem właśnie skierować dwie grupy w stronę jeziora Amadeus, gdy obrazy przekazywane przez kamery zbłękitniały nagle. Patrzcie uważnie! Za sekundę ujrzycie purpurową smugę, o, jest!

- Te straszliwe promienie zlikwidowały korpus ekspedycyjny - odgadł kreator. - Pogasły wszystkie ekrany, nad polem bitwy zapadła noc.

- Tylko jeden oślepiający błysk rozświetlił ciemności - rzekł Flamaris. - Wyszedłem na najwyższy taras obserwatorium, podmuch gorącego wichru sprawił, że począłem się dusić, upadłem, tracąc przytomność. Uratował mnie Sarmen, który nadbiegł w porę, i na własnych rękach wyniósł z tarasu. Co o tym myślisz? - zakończył Astronom.

- W tej sali nie potrafię się skupić - odparł Aster. - Przejdźmy do mniejszego, bardziej przytulnego pomieszczenia.

- Do mojej biblioteki - zaproponował Flamaris.

- Znakomity pomysł. Widok książek, stojących w równych rzędach na regałach, uspokoi mnie. Biblioteka to bardzo dobre miejsce. Wielkie, stare księgi sprzyjają medytacjom. Masz może inkunabuły?

-  Zaledwie dwa egzemplarze.

- Świetnie, chętnie je zobaczę, najlepiej wypoczywam przy starych foliałach - monologował kreator, podążając za Flamarisem po szerokich schodach wiodących do sanktuarium instytutu.

„Pisana przed wiekami na cnym pergaminie przetrwała burzę wieków i chyba nie zginie.” - recytował kreator, jakby nic się nie stało, jak gdyby najważniejszą sprawą były w tej chwili sta­re, zacne księgi.

„Już nigdy, bo wszak nigdy nie zabraknie na Ziemi namiętnych dusz, co dłońmi niemal drżącymi chwytają dzieło ducha, toną w jego treści i - kształcie.”

Dotarli do drugiego piętra, prowadził astronom, za nim szedł wolno kreator, mówiąc:

„Stara, szanowna, pyłem siwa księga Cudownie Przeszłość z Obecnością sprzęga.” Wkroczyli do biblioteki, ciemnozielony dywan tłumił kroki. Trzy ściany zajmowały tysiące książek na półkach od sufitu do podłogi. W czwartej ścianie było wielkie okno, za nim kołysały się korony eukaliptusów i akacji, nad nimi niebo białe jak mleko. Rozsiedli się w głębokich fotelach: Aster twarzą do okna, naprzeciw Flamarisa, z lewej strony kreatora skupiony Sarmen, odpowiedzialny za spokój mieszkańców Terra Australis. Podano orzeźwiające napoje. Aster zaspokoił pragnienie, przyłożył zimne szkło szklanki do policzka i zreasumował:

- Zniszczono doszczętnie kosmodrom i osadę kosmonautów, nie wyrządzając najmniejszej krzywdy ludziom. Nie tknięto budynków trzech obserwatoriów i instytutów naukowych, lecz osiemnastu naukowców zniknęło bez śladu. Unicestwiono dwa tysiące robotów, transportery, pojazdy stratosferyczne. Ktoś wyzwolił wysokie temperatury, wywołał burzę piaskową, zniszczył satelity kontaktowe.

Aster zadumał się. Nikt nie przerywał milczenia. Flamaris zwilżał wysuszone gardło, wzdychał ciężko i pocił się. Sarmen skrzyżował ręce na piersiach, oczekując dalszego ciągu. Wreszcie Aster przemówił:

- Nieznane nam siły, tak to na razie nazwijmy, oczyszczają teren. Z niewiadomych przyczyn wybrano piąty kontynent, a na kontynencie Wielką Pustynię. Czy znasz zasięg tej niezrozumiałej działalności? - zapytał Sarmena. - Jak wielkie obszary są zagrożone?

- Obejmują terytorium Wielkiej Pustyni - odparł Sarmen rozwijając rulon mapy, dawnej Pustyni Wiktorii.

- Czy rozszerzają się?

- Nie. Jak do tej pory nie rozszerzają się. Sarmen położył mapę na stole i nakreślił koło o promieniu stu kilometrów.

- Oto teren zagrożony - powiedział. - Od strony północnej sięga gór Musgrave i startowej płyty międzyplanetarnych statków kosmicznych usytuowanej na południu Pustyni Gibsona. Wschodnie granice wyznacza sieć kanałów od jeziora Eyre do Gór Mac Donnella, zachodnią południk sto dwudziesty piąty, od północy równoleżnik trzydziesty pierwszy.

- Jakimi siłami dysponujesz w Australii? - zapytał Aster.

- Sto tysięcy elektronicznych obrońców czuwa nad spokojem tej części świata.

- Ile czasu zajmie przetransportowanie armii do zagrożonego rejonu?

- Pięć do sześciu godzin.

- Wydaj rozkaz, by natychmiast przystąpiono do akcji. Trzeba ten obszar otoczyć, wezwij eskadrę pojazdów kosmicznych, musimy za wszelką cenę zneutralizować działanie bezwzględnych niszczycieli.

- Czyżby inwazja kosmicznych sąsiadów? - zatrwożył się astronom - Agresja bezlitosnych istot?

- W okresie ostatnich dwustu lat człowiek dotarł do peryferii Układu Słonecznego. Założyliśmy tysiące baz naukowych na Księżycu, Marsie, na Wenus, na satelitach Jowisza i Saturna. Wzniesiono miasta na wyspach zbudowanych na orbicie okołoziemskiej, oczyściliśmy atmosferę Ziemi, ludzie zabrali się do generalnych porządków. Rozwiązano pomyślnie wiele problemów gnębiących współczesną cywilizację, dzisiejsze pokolenie nie zna nienawiści, dzięki czemu osiąga coraz wyższy stopień doskonałości. Nasz kolektywny Rozum rozpoczął eksplorację sąsiednich układów słonecznych. Być może, iż to kogoś zaniepokoiło. Nie chcę fantazjować, powiadają: „Ludzie są dziećmi Wszechświata” gdy dzieci mądrzą się, trzeba je skarcić. Dziecko mądrzejsze od rodziców, lub tak mądre jak oni? Co z niego wyrośnie?

- Ty żartujesz! - zawołał zgorszony Flamaris. - Szanuję cię i podziwiam, ale nie rozumiem twojego humoru. To nieludzkie.

- Ano, sam widzisz, że wyrośliśmy ponad miarę. - Aster uśmiechnął się. - Żyjemy w takich czasach, kiedy już nie wystarczy być tylko człowiekiem.

Intermedium I

 

Inna strefa, zupełnie INNY ŚWIAT w innym układzie słonecznym. W innym wymiarze. Inne Istoty przekazują sobie informacje o najnowszych wydarzeniach na Ziemi:

O - Jak zareagowali?

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl