[ Pobierz całość w formacie PDF ]
AGATHA
CHRISTIE
W
CZESNE
S
PRAWY
P
OIROTA
(P
RZEŁOŻYLI
:
A
NNA
R
OJKOWSKA
,
A
NDRZEJ
M
ILCARZ
)
Wypadki na Balu Victory
Czysty przypadek sprawił, że mój przyjaciel Herkules Poirot, były szef belgijskich
służb śledczych, został zamieszany w wydarzenia w Styles. Sukces przyniósł mu sławę i
dlatego postanowił zająć się wyłącznie rozwiązywaniem zagadek kryminalnych. Ja z kolei,
ranny nad Sommą i zwolniony z armii, zamieszkałem razem z nim w Londynie. Stąd znam z
pierwszej ręki większość spraw, które rozwiązywał i dlatego zaproponowano mi, by spisać
najciekawsze. Zgodziłem się i uznałem, że nie mogę zacząć lepiej niż sięgając po tę osobliwie
pogmatwaną historię, która swego czasu wzbudziła tak szerokie zainteresowanie. Mam na
myśli wydarzenia na Balu Victory.
Chociaż nie jest to, być może, kazus tak reprezentatywny dla specyficznych metod
Poirota, jak niektóre mniej głośne sprawy, walor sensacyjności, znane osoby weń zamieszane
i ogromne zainteresowanie prasy sprawiły, że mamy tu do czynienia z
cause celebre
. Od
dawna żywię przekonanie, że świat powinien zostać powiadomiony o związku Poirota z
rozwiązaniem tej zagadki.
Pewnego pięknego wiosennego ranka siedzieliśmy w apartamencie Poirota. Mój
przyjaciel, jak zawsze schludny i szykowny, pochylając na bok jajowatą głowę uważnie
nakładał świeżą pomadę na wąsy. Odrobina nieszkodliwej próżności cechowała Poirota,
skądinąd znanego z systematyczności i zamiłowania do porządku. Gazeta “Daily
Newsmonger”, którą czytałem, zsunęła się na podłogę, a ja pogrążyłem się w zadumie.
Wyrwał mnie z niej głos Poirota.
- O czym tak głęboko rozmyślasz,
mon ami
?
- Prawdę mówiąc zastanawiałem się nad tą niewyjaśnioną sprawą na Balu Victory.
Gazety są tego pełne - klepnąłem dłonią “Daily Newsmonger”.
- Tak?
- Im więcej się o tym czyta, tym bardziej tajemnicza wydaje się cała rzecz! - z
zapałem podjąłem temat. - Kto zabił lorda Cronshaw? Czy śmierć Coco Courtenay tej samej
nocy, ta zbieżność w czasie, to zwykła koincydencja? Czy to był wypadek? Czy też z
rozmysłem przedawkowała kokainę? - zamilkłem, a po chwili rzekłem dramatycznie: - To
pytania, które sobie zadaję.
Poirot, ku mojej lekkiej irytacji, nie podjął tematu.
- Bez wątpienia, nowa pomada to istny cud dla wąsów - zamruczał i wciąż patrzył w
1
Fr. Słynny przypadek
 lustro. Zerknąwszy ku mnie dodał jednak pośpiesznie: - No, istotnie, i jak odpowiadasz na te
pytania?
Zanim wszakże zdołałem coś odrzec, otwarły się drzwi i nasza gospodyni
zapowiedziała inspektora Jappa.
Funkcjonariusz Scotland Yardu był naszym przyjacielem i przywitaliśmy go ciepło.
- A, mój stary przyjaciel Japp - zawołał Poirot.
- Co pana do nas sprowadza?
- Otóż, panie Poirot - Japp ukłonił się siadając. - Mam sprawę, która wygląda mi na
bardzo w pańskim typie i przyszedłem zapytać, czy nie chciałby pan osobiście się nią zająć.
Poirot ubolewał wprawdzie nad fatalnym brakiem systematyczności Jappa, ale miał
dobrą opinię o jego zdolnościach. Natomiast ja uważałem, że największy talent inspektora
polegał na subtelnej sztuce przypisywania sobie zasług wyświadczanych przez zupełnie kogoś
innego!
- To sprawa z Balu Victory - namawiał Japp. - Do dzieła Poirot, przecież chciałby się
pan w to włączyć.
Poirot uśmiechnął się do mnie.
- W każdym razie chciałby tego mój przyjaciel Hastings. Właśnie rozprawiał na ten
temat,
n'est-ce pas, mon ami
?
- Pan też może się tym zająć - ton Jappa brzmiał nieco protekcjonalnie. Uważam, że to
jest tytuł do chwały, zostać wtajemniczonym w taką sprawę. No, ale do rzeczy. Zna pan,
przypuszczam, najważniejsze fakty, panie Poirot?
- Tylko z gazet, a wyobraźnia dziennikarska bywa wybujała. Proszę opowiedzieć mi tę
całą historię.
Japp usadowił się wygodniej zakładając nogę na nogę.
- Jak wszystkim wiadomo, w ostatni wtorek odbył się wielki Bal Victory. Byle
potańcówkę mieni się teraz wielkim balem, ale ten w Colossus Hall był prawdziwym
wydarzeniem. Cały Londyn się tam pokazał, włączając w to lorda Cronshawa i jego gości.
-
Dossier
Cronshawa? - przerwał Poirot. - To znaczy, pewnie powinienem powiedzieć
życiorys, ach nie, biogram, jak wy to nazywacie.
- Wicehrabia Cronshaw, piąty w linii, dwadzieścia pięć lat, bogaty, kawaler, wielki
teatroman. Pojawiły się plotki o jego zaręczynach z panną Courtenay z teatru Albany, znaną
jako Coco, która była, z tego co się mówi, bardzo fascynującą młodą damą.
- Dobrze.
Continuez
!
- Towarzystwo lorda Cronshawa składało się z pięciu osób: jego wuja czcigodnego
Eustace'a Beltane'a, ślicznej wdowy Amerykanki Mallaby, młodego aktora Chrisa Davidsona,
jego żony i na koniec, co nie znaczy, że to osoba mniej ważna, panny Coco Courtenay. Był to
bal kostiumowy i cała ta grupa przebrała się za postacie ze starej włoskiej komedii - czy jak to
się tam nazywa.
-
Commedia dell'arte
- mruknął Poirot. - Wiem.
- W każdym razie kostiumy były skopiowane z kolekcji porcelanowych figurek,
stanowiących część zbiorów Beltane'a. Lord Cronshaw był Arlekinem, Beltane Poliszynelem,
a jego Pulcinellą pani Mailaby. Davidsonowie mieli kostiumy Pierrota i Pierretty, a panna
Courtenay, oczywiście, Kolombiny. Ale, już na początku balu, wcześnie wieczorem czuło się,
że coś jest nie w porządku. Cronshaw był ponury i zachowywał się dziwacznie. Kiedy całe to
towarzystwo siadło do kolacji w małej zarezerwowanej sali, wszyscy zauważyli, że młody
lord nie rozmawia z panną Courtenay. Niewątpliwie musiała płakać przed chwilą i wydawało
się, że jest bliska histerii. Wszyscy męczyli się przy tej kolacji, a kiedy wreszcie wstali od
stołu, panna Courtenay głośno poprosiła Chrisa Davidsona o odwiezienie do domu, bo “ten
bal przyprawia ją o mdłości”. Młody aktor zawahał się, spojrzał na Cronshawa i w końcu
zawrócił oboje do jadalni.
Jednak wszelkie próby pogodzenia tych dwojga okazały się daremne, toteż Davidson
sprowadził taksówkę i odwiózł pannę Courtenay do mieszkania. Chociaż wyraźnie bardzo
nieszczęśliwa, nie zwierzyła mu się ze swego zmartwienia, powtarzając tylko w kółko, że
postara się by “ten Cronch jeszcze tego pożałował!”. To jedyny szczegół sugerujący, że jej
śmierć mogła nie być nieszczęśliwym wypadkiem, ale za mało do zbudowania jakiejkolwiek
hipotezy. Zanim Davidson zdołał ją jakoś uspokoić, zrobiło się zbyt późno, by wracać do
Colossus Hall, pojechał więc prosto do swojego mieszkania w Chelsea, gdzie niebawem
pojawiła się również jego żona z wiadomością o straszliwej tragedii, jaka zdarzyła się na balu
po wyjściu Chrisa.
Otóż lord Cronshaw wydawał się coraz bardziej zdenerwowany podczas imprezy.
Porzucił grono przyjaciół, prawie nikt z nich już go nie widział przez resztę wieczoru. Koło
pół do drugiej w nocy, tuż przed wielkim kotylionem, podczas którego wszyscy zdejmują
maski, kapitan Digby, znający przebranie lorda, spostrzegł go w loży ponad salą.
- Hej, Cronch! - zawołał - Zejdź na dół i przyłącz się do zabawy! Gdzie się tam
snujesz u góry z miną sowy? Schodź szybko, właśnie idzie taki stary, dobry ragtime.
- Dobrze! - odpowiedział Cronshaw. - Stój tam i czekaj na mnie, bo inaczej nigdy nie
odnajdę cię w tłumie - odwrócił się i zniknął z loży. Kapitan Digby, któremu towarzyszyła
pani Davidson, czekał. Minuty mijały, a lord Cronshaw się nie pojawiał. W końcu Digby
zniecierpliwił się:
- Czy ten bufon myśli, że będziemy na niego czekać całą noc?
Pani Mailaby, która podeszła do nich wyjaśnili, co się dzieje.
- Ach, bo on - wykrzyknęła żywo piękna wdowa - jest tej nocy jak niedźwiedź,
którego rozbolał łeb. Chodźmy go szukać.
Zaczęli, ale bez rezultatu, aż do chwili, gdy pani Mailaby przyszło na myśl, że może
lord znajdzie się w sali, w której przed godziną jedli kolację. Ruszyli tam, ale wszedłszy
stanęli jak wryci. Arlekin leżał rozciągnięty na podłodze, z nożem stołowym wbitym w serce!
Japp przerwał, a Poirot skinął głową i tonem znawcy powiedział:
-
Une belle affaire!
I nie ma śladu, który wskazywałby na sprawcę czynu? No, jakże
mógłby być!
- Więc - podjął inspektor - już pan zna sprawę. To była podwójna tragedia.
Następnego dnia we wszystkich gazetach pojawiły się odpowiednie tytuły i krótkie
doniesienia, że popularną aktorkę pannę Courtenay znaleziono martwą w jej własnym łóżku.
Śmierć nastąpiła na skutek przedawkowania kokainy. Ale czy był to wypadek, czy
samobójstwo? Pokojówka wezwana na przesłuchanie stwierdziła, że panna Courtenay z
pewnością brała narkotyki, toteż domniemanie o przypadkowej śmierci wydaje się
uzasadnione. Niemniej nie można nie brać pod uwagę wersji samobójstwa. Dodatkowo
komplikuje przyczynę tej śmierci niemożność poznania przyczyn kłótni tej pary poprzedniego
wieczoru. Przy okazji, przy nieboszczyku znaleziono małe, emaliowane pudełeczko. Napis z
diamentów układał się na nim w imię Coco. Do połowy wypełnione było kokainą. Pokojówka
rozpoznała puzderko jako własność panny Courtenay, która prawie zawsze nosiła je przy
sobie; szybko stała się niewolnicą nałogu.
- A czy sam lord Cronshaw był narkomanem?
- Na pewno nie. Miał niezwykle surowe poglądy w tej kwestii.
Poirot kiwał głową w zadumie:
- Skoro jednak puzderko znaleziono przy nim, musiał wiedzieć, że panna Courtenay
bierze narkotyki. Taki wniosek sam się narzuca, prawda, mój poczciwy Japp?
- Ach! - powiedział niezbyt zdecydowanie inspektor. A co pan o tym myśli?
- Nie znalazł pan żadnego śladu, jakiegokolwiek tropu, o którym nie było jeszcze
mowy?
- Owszem, jest coś - Japp wyjął z kieszeni mały pompon ze szmaragdowozielonego
2
fr. Piękna sprawa!
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl