[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eari Derr BiggersCharlie Chanprowadzi �ledztwoPrze�o�y� Marek ZakrsewskiISKRY � WARSZAWA � 1977Tytu� orygina�uCHARLIE CHAN CABRIES ONOpracowanie graficzneMIECZYS�AWA KOWALCZYK^RedaktorZOFIA UHRYNOWSKARedaktor technicznyPAWE� HO�OZUBIECKorektorMARIA BOWI�SKAPa�stwowe Wydawnictwo �I?kry", Warszawa 1977 r.Wydanie II. Nak�ad 101) 000 + 275 egz. Ark. wyd. 15,1.Ark druk. 17. Papier druk. sat. kl. VII, 60g. 75 cmrola Druk uko�czono w lutym 1977 r. Dom S�owaPolskiego. �arn. 3411/76 Cena z� 35.�l. Deszcz na PiccadiiiyInspektor Duff ze Scotland Yardu szed� w deszczu ulic�Piccadiiiy. Z daleka, zza parku �wi�tego Jakuba, s�ysza� nie-wyra�ne bicie Big Bena na gmachu Parlamentu. Godzinadziesi�ta. Noc sz�stego lutego 1930 roku. Nale�y zachowa�w pami�ci godzin� i dat�, gdy chodzi o inspektor�w ScotlandYardu, chocia� w tym wypadku nie ma to wielkiego znacze-nia � nie b�dzie to protoko�owane w s�dzie.Inspektor Duff, cz�owiek z natury pogodny i zr�wnowa�o-ny, by� raczej w z�ym nastroju. Tego dnia, jak i od �wieludni, obecny by� w s�dzie na d�ugiej i nudnej sprawie, w�a�ci-wie na jej zako�czeniu. S�dzia w z�owr�bnym czarnym be-recie skaza� drobnego, pos�pnego cz�owieczyn� na szubienic�.No, nareszcie koniec z t� spraw�, my�la� Duff. Tch�rzliwymorderca, bez sumienia, bez ludzkich uczu�. Ale umia� wci�g-n�� Scotland Yard w trudne polowanie, umia� zaciera� �lady.Metoda jednak zwyci�y�a. Metoda i �ut szcz�cia, jakie mia�inspektor Duff: przej�ty list, napisany przez morderc� do ko-biety na Battersea Park, odpowiedni wniosek z podw�jnegoznaczenia jednego ma�ego, niewinnego pozornie zdania. Tak,wystarczy�o si� tego chwyci� i trzyma�, dop�ki obraz nie sta�si� kompletny. I teraz jest ju� po wszystkim.Duff owin�� si� szczelnie w p�aszcz, z ronda jego staregofilcowego kapelusza woda kapa�a mu na nos. Trzy wieczornegodziny sp�dzi� w kinie �Marble Aren". Mia� nadziej� uwol-ni� si� od siebie. Ogl�da� film z m�rz po�udniowych: palmyna brzegu, niebo roztopione od s�o�ca. Wtedy przypomnia�sobie znajomego detektywa z tamtych stron. Spotka� go kilka'lat temu w San Francisco. Skromny sier�ant policji z Hono-lulu zbiera� dowody przest�pstw w�r�d r�wnikowych wia-tr�w i wiecznie kwitn�cych drzew. Inspektor u�miechn�� si�sm�tnie.Szed� wzd�u� Piccadi��y bez �adnego okre�lonego celu. By-l.d Eo dla niego po prostu ulica wspomnie�. Do niedawna pe�-ni� funkcj� inspektora dzielnicowego przy komisariacie naVine Street. Podlega� mu oddzia� �ledczy Scotland Yarduw eleganckiej dzielnicy Londynu. W�a�nie Piccadi��y by�a te-renem jego polowa�. Przez kurtyn� deszczu dostrzeg� ele-ganckie wej�cie do ekskluzywnego klubu, w kt�rym uj��rk.ywaj�cego si� bankiera-bankruta. Zaciemniona wystawasklepu, kt�ry mija�, przypomnia�a mu ten wczesny ranek,kiedy zobaczy� cia�o Francuzki zamordowanej w�r�d jej pary-skich toalet. Bia�a fasada hotelu �Berkeley"' o�ywi�a wspom-nienie okrutnego szanta�ysty, kt�rego wreszcie schwytano,og�upia�ego i bezbronnego, gdy wychodzi� z wanny. Par� kro-k�w dalej, przy Half Moon Street, tu� ko�o stacji metra, pod-szed� kiedy� do smag�ego m�czyzny, szepn�� mu par� s��wna ucho. Twarz tamtego zbiela�a. Elegancki morderca, poszu-kiwany od dawna przez policj� nowojorsk�, wraca� �w�a�niedo swojej wygodnej kryj�wki na Albany, gdy Du*'f po�o�y�mu r�k� na ramieniu. W restauracji ,,Ksi���cej", naprzeciwko,inspektor Duff przez dwa tygodnie co wiecz�r jada� kolacje,obserwuj�c bacznie cz�owieka, kt�ry my�la�, �e wieczorowystr�j kryje skutecznie jego plugaw� tajemnic�. A tu, na placuPiccadi��y, do kt�rego wreszcie dobrn��, pewnej pami�tnejp�nocy odby� pojedynek na �mier� i �ycie ze z�odziejamibrylant�w z Hatton Garden.Deszcz pada� ostry, ch�osta� inspektora z furi�. Duff wszed�do bramy i sta� patrz�c na plac. ��te �wiat�a niezliczonychreklam rozmazane w potokach deszczu, ma�e l�ni�ce jeziorkawody na asfalcie. Duff przeszed� dalej skrajem placu i znik-n�� w g��bi ciemniejszej ulicy. Zaledwie par�set metr�w odjasnej Piccadi��y sta� ponury budynek z �elaznymi kratamina oknach parteru. Nad drzwiami pali�a si� s�aba �ar�wka.Inspektor Duff czu� przemo�n� potrzeb� towarzystwa. Pochwili wchodzi� znajomymi schodami do komisariatu na VineStreet.Inspektor Hayley, nast�pca Duff a na tym wa�nym stano-wisku, by� sam w swoim gabinecie. Szczup�y m�czyznao zm�czonej twarzy u�miechn�� si� szeroko na widok przy-jaciela.� Cze��, stary. Siadaj! W�a�nie mia�em ochot� z kim� po-gada�.� Ja te� � odpowiedzia� Duff. Zdj�� sp�ywaj�cy wod�kapelusz i przemoczony p�aszcz, usiad�. Przez otwarte drzwiwidzia� paru detektyw�w w s�siednim pokoju, zaczytanychw wieczornym wydaniu gazet. � Dzie� spokojny? � spyta�.� Dzi�ki Bogu � odpar� Hayley. � Za par� godzin mamyob�aw� w nocnym lokalu, no ale to jest rozrywka w dzisiej-szych czasach. A propos, gratuluj�!� Czego znowu? � Duff uni�s� ci�kie brwi.� Jak to czego! Sprawy Borougha. Specjalna pochwa�a ods�dziego dla inspektora Duffa! �Wspania�a robota, inteligent-ne rozumowanie" i tak dalej.Duff wzruszy� ramionami. Wyj�� fajk� i zacz�� j� nape�-nia�.� Jutro nikt nie b�dzie o tym pami�ta�. Dziwna ta naszapraca � doda� po chwili milczenia.Hayley spojrza� na niego badawczo.� Musisz odpocz��. Reakcja, oklapni�cie. Znam to dobrze.Albo najlepiej poszukaj sobie nowej zagadki, nowej sprawy,�eby nie by�o czasu na refleksje. No, gdyby� by� tu, na moimstanowisku...� By�em � przypomnia� mu Duff.� To prawda. Ale wiesz co, ja naprawd� szczerze ci gra-tuluj�. Rozplatanie przez ciebie sprawy Borougha powinnostanowi� przyk�ad... 'Duff mu przerwa�:� Mia�em po prostu szcz�cie. Jak mawia� zawsze sir Fry-deryk Bruce, nasz stary seef � ci�ka praca, inteligencjai szcz�cie. A szcz�cie jest zdecydowanie najwa�niejsze.� Biedny sir Fryderyk � zauwa�y� Hayley.� My�la�em"'o nim dzi� wieczorem � ci�gn�� Duff. �O nim i o chi�skim detektywie, kt�ry wytropi� jego mor-derc�.Hayley skin�� g�ow�.� Ten Chi�czyk z Hawaj�w? Sier�ant Chan?� Charlie Chan. Teraz jest inspektorem w Honolulu.� Pisuje do ciebie?� Czasami. � Duff zapali� fajk�. � Chocia� jestem zaj�ty,podtrzymuj� korespondencj�. Bardzo go polubi�em. Dzi� ranootrzyma�em nawet list. � Duff wyj�� z kieszeni kopert�. �Wiele to on nie pisze... � doda� u�miechaj�c si�.Hayley przechyli� si� do ty�u.Duff wyci�gn�� z koperty dwie kartki papieru. Przez chwil�patrzy� na drobne pismo nieomal z innego �wiata, nast�pnie,z lekkim u�miechem, jaki jeszcze b��ka� mu si� wok� ust,zacz�� czyta� g�osem dziwnie �agodnym -jak na inspektoraScotland Yardu:Czci i Szacunku godny Przyjacielu,Uprzejme Pana pismo sko�czy�o sw� d�ug� podr�, ydymin�� w�a�ciwy czas, i przynios�o mi szcz�liwe tchnienieprzesz�o�ci, kt�re wplyn�o do mego pogardy godnego umy-s�u. Czym jest bogactwo? Spisz swoich przyjaci� i masz od-powiedz. Czuj� si� niezmiernie bogaty wiedz�c, ze w czcigod-nej Pana g�owie jest miejsce na my�l o mnie niegodnym, kt�-ry o�miela si� zauwa�y�, �e r�wnie� nie zapommat Pana,i czuje si� zgn�biony czytaj�c s�owa wyra�aj�ce tak absur-daln� mo�liwo��. Pochwa�y, kt�rymi mnie Pan kiedy� obsy-pa�, pozostaj� bezustannie w mojej pami�ci, otoczone bla-skiem nieprzystojnej dumy.Powracaj�c teraz do pro�by przekazanej w li�cie, abyrn,poda� wiadomo�ci o mnie, z przykro�ci� donosz�, �e nie ist-niej� �adne. Woda zawsze sp�ywa z dachu do tych samychrynien. Tak samo p�ynie moje �ycie. Honolulu nie obfitujew zbrodnie. Spokojny cz�owiek jest szcz�liwym cz�owiekiem,wi�c i ja si� nie skar��. Ludzie Wschodu wiedz�, �e jest czasna �owienie ryb i czas na suszenie sieci. By� mo�e, czasemjestem troch� niespokojny, gdy� za d�ugo susz� sieci. Dlaczegojestem niespokojny? Mo�e m�j wschodni charakter ust�pujepod naporem lat �ycia mi�dzy niespokojnymi Amerykanami?To drobna sprawa, bez znaczenia, moja tajemnica ukryta podcodzienn� twarz�. Ale mog� jeszcze przyj�� noce, gdy b�d�siedzia� na lanai, patrz�c na senne miasto, i b�d� pragn�'., byzabrz�cza� telefon z wa�n� wiadomo�ci�. C�, nie ma rady �jak m�wi� moje dzieci, kt�re ucz� si� pi�knego angielskiegoj�zyka w miejscowych szko�ach. Raduj� si�, �e bogowie prze-znaczyli Panu inny los. Cz�sto my�l� o wielkim mie�cie Lon-dynie, gdzie los kazal panu przebywa�. Pana wspania�y talentnie mo�e ton�� w stoj�cej wodzie. Wiele razy telefon brz�czyi Pan wychodzi na �ledztwo. Serce mi dyktuje, �e powodzeniezawsze b�dzie kroczy�o z u�miechem u Pana boku. Czu�em toju� wtedy, gdy dany mi byt wielki zaszczyt przebywaniaw Pana towarzystwie. Sz�sty zmys�. Chi�czycy, jak Pan wie,posiadaj� go w wysokim stopniu. Uprzejmo�ci� Jest z Pana,strony obci��y� sw�j wielki umys� pytaniem o moye niegodnedzieci. Sumuj�c szybko, mog� powiedzie�, i� liczba ich wy-nosi obecnie jedena�cie. Cz�sto przypomina mi si� m�drzec,kt�ry powiedzia�: �Kierowa� kr�lestwem jest �atwo, kierowa�rodzin� trudniej". Ale ]ako� sobie radz�. Najstarsza c�rkaRos� jest studentk� na Kontynencie. Kiedy po raz pierwszyzorientowa�em si� w kosztach ameryka�skiej edukacji, po-my�la�em, �e trzeba b�dzie zako�czy� list� latoro�li. Najser-deczniejsze dzi�ki za uprzejmy list. By� mo�e, pewnego dniaspotkamy si� znowu, chocia� przera�aj�ca ilo�� mil l�du i wo-dy pomi�dzy nami czyni t� my�l marzeniem. Prosz� przyj��wyrazy najwznio�lejszego powa�ania. Oby Pan kroczy� bez-piecznie po �cie�ce swojego obowi�zku.Charlie ChanDuff powoli wk�ada� list do koperty. Podni�s� wzrok i zo-baczy�, �e Hayley wpatruje si� w niego z niedowierzaniem.� Czaruj�ce � powiedzia� Hayley. � Ale jakie naiwne.Czy to mo�liwe, aby cz�owiek, kt�ry tak pisze, wytropi� mor-derc� sir Fryderyka Bruce'a?� Nie daj si� zwie�� sk�adni� Charlie'... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl