[ Pobierz całość w formacie PDF ]
25Rozdział VIBroń ostrożnie obejrzał koszulę. Tkanina wydawała się przyczepiać do palców, jakbyskładała się z tysięcy maleńkich włosków. Gwałtownie rozebrał się i założył jš. Przezchwile czuł miękki, prawie zmysłowy dotyk materiału. Koszula doskonaledopasowywała się do ciała. Zaraz potem, po raz pierwszej w swoim życiu, błagałniebiosa o łaskę. Na progu paniki starał się jš z siebie zerwać, ale tysišce maleńkichwłosków wkłuło się już w jego ciało. Zęby się jej teraz pozbyć musiałby pokroić siężywcem. Strach i uczucie palšcego coraz silniej ognia doprowadziły go do skrajuszaleństwa, zanim wreszcie nie zmusił się do logicznego mylenia.Najwidoczniej zauważyła ze miechem Jaycee jest to nowoczesny odpowiednikwłosienicy i bicza. Kontemplacja, skupienie i cierpienie wzbogacajš umysł iuszlachetniajš dusze. Bron, spójrzmy prawdzie w oczy: twój umysł i dusza wymagałypoważnego wstrzšsu. Jestem pewna, że to ci wyjdzie na dobre.Złoliwa dziwka. Zapłacisz mi za to!Znowu zapukano do drzwi. Wrócił nowicjusz.Mistrzu Haltern. Przykro mi, że przerywam twojš dewocje. Kapłan kazał mizaprowadzić cię do klasy synkretystów.Wcale mi nie przeszkodziłe, bo już wyraziłem publicznie me życzenie. W korytarzumłody człowiek dotknšł dłońmi swego czoła i powiedział:Mistrzu, możesz się oprzeć na mym ramieniu, jeli pragniesz. Jego wzrok byłprzykuty do kołnierza koszuli wystajšcego spod peleryny.Nie. Dziękuje.Ruszyli w drogę. Jaycee zapamiętywała za Brona każdy szczegół tej drogi. Jegowiadomoć była wyłšczona przez cišgły ból spowodowany koszulš. Nie mógł się zmusićdo niczego. Przed drzwiami sali wykładowej nowicjusz ponownie przyłożył dłonie doczoła i ulotnił się. Bron dotknšł palcami zamka, który poddał się po kilku sekundach.Wszedł do laboratorium, gdzie miał się odbyć pierwszy w jego życiu wykładsynkretyzmu.Tym razem był naprawdę zaskoczony. Aparaty do nauczania, które tu byłyzgromadzone, musiały kosztować majštek. Jego uczniowie, około setki nowicjuszy, byliusadowieni w indywidualnych komórkach, majšcych bezporednie połšczenie zkomputerem. Stół wykładowcy był małym arcydziełem myli technicznej.W tej szczególnej sytuacji, Bron pozwoli swojej pseudoosobowoci zapanować nadsobš. Usuwajšc się całkowicie pozwom swoim dłoniom swobodnie biegać po klawiszach iprzyciskach. Po jakim czasie odkrył wreszcie sens tych gestów, a przyrzšdy wydały musię mniej tajemnicze. Rozpoczšł swój wykład, rozumiejšc słowa dopiero po ichwypowiedzeniu.Koszula sprawiała mu taki ból że oscylował miedzy najbardziej podłš rozpaczš, atotalnym skupieniem. Jego organizm reagował na te agresje przez gigantycznš erupcjealergicznš.Jaycee... ta koszula mnie zabije. Spytaj Andera, jak mogę się jej pozbyć?Już pytałam, Bron. To niemożliwe bez interwencji chirurgicznej. Włókna sš czułe nahistaminš. Kiedy reakcja alergiczna powoduje pewne zwiększenie się poziomuhistaminy, włókna odchodzš same.Na miłoć boskš! Ile czasu to może trwać?To zależy od wytrzymałoci organizmu. Czasami nawet 36 godzin.Rozumiem warknšł. Pytała naszego przyjaciela Andera, ile osób umiera podwpływem szoku?Około 10%. Gdybymy o tym wiedzieli wczeniej, nie pozwolilibymy ci tegozakładać.Po czyjej stroniš jest Ander?Po naszej. Ponoć. Mówi, że wybór koszuli odpowiadał dokładnie jego postaci. Niedocenilimy faktu, że większoć Halternów to wariaci.Wykład przecišgnšł się do pięciu godzin, po których Bron wrócił do celi. Te pięćgodzin pracy prawie odwróciło jego uwagę od cierpienia. Wrócił w nieróbstwo z obawš.Reakcja jego organizmu przybrała teraz niepokojšcy obrót. Mięnie ršk i nóg stały sięsztywne i obolałe. Wydawało mu się, że spostrzega u siebie pierwsze objawy delirium.Nie miał wyboru. Wycišgnšł się na kamieniu i patrzył nieruchomymi oczami w otwórsufitu. Wpatrywał się na przemian to w napis: Radonie, to w jasnoć sšczšcš się przezotwór, to w przestrzeń. Wkrótce wprowadził się w stan autohipnozy i kiedy zaczšłdostrzegać czarne i białe plamy, zapadł wreszcie w sen....w ohydnych ciemnicach jakiej nieludzkiej Inkwizycji, czyj umysł oszalał...Przestań Jaycee. Co się stało?Kto puka, Bron. Dwóch ludzi.Boże! Nie wytrzymam tego dłużej. Wykończę się, jeżeli mnie z tego nie uwolniš.Doc pracuje bez przerwy nad Anderem, żeby poznać skład organiczny włókien. Tonie jest takie proste. Biologia Onaris różni się od ziemskiej.Bron starał się podnieć. Jego sparaliżowane bólem stawy nie pozwalały z poczštku najakikolwiek ruch.. Wreszcie udało mu się chwiejnie podejć do drzwi.Mężczyni nosili stroje nie przypominajšce w niczym jego peleryny lub ubranianowicjusza. Rodzaj jasnoróżowej, sportowej tuniki.Mistrzu Haltern. Nadeszła chwila stawienia się na wieczornym zgromadzeniu.Poddajšc się natychmiast syntezie umysł Brona zareagował gwałtownie:Od kiedy panuje zwyczaj eskortowania odbywajšcych karę? W słowach tychzabrzmiała cała nietolerancja Halternów.Kapłan nalega na tš gwarancje dyscypliny duchowej.Dyscypliny się nie narzuca. Ona wypływa z głębi istoty. Kapłan przekracza swojeuprawnienia. Pójdę sam.Przez chwilš strażnicy byli zmieszani. Bron wykorzystał to i wyszedł na korytarzzbierajšc wszystkie siły. Na poczštku pomagał mu gniew, który czuł Haltern wobeckontrolowania go w chwili samotnoci i próby moralnej.Wszedłszy do kocioła skierował się prosto wzdłuż głównej nawy do więtej Relikwii.Poddajšc się niepohamowanemu impulsowi uklškł przed ołtarzem na wprostukrzyżowanego zwierzęcia. Dotknšł rakami czoła i przez długie minuty trwałnieruchomo zanim udało mu się ponownie podnieć. Ale jego sztywne nogi niewytrzymały. Zachwiał się i strażnicy podtrzymali go w ostatniej chwili przed upadkiem.Zacišgnęli go do jednej z alków po drugiej stronie, na cianach której przymocowanebyły uchwyty przeznaczone do podtrzymywania ofiary za ręce w chwilach utratyprzytomnoci. Bron został w nie skuty.Upłynęła cała godzina, zanim nadeszli pozostali członkowie zgromadzenia. Wiele razywiadomoć Brona uciekała w koszmarny półsen, Wory niwelował działanie czasu. Wpewnej chwili ocknšł się i zobaczył, że mistrzowie i nowicjusze zajęli już miejsca wkamiennych ławach.Kapłan ubrany w strój ceremonialny i dumny jak sędzia wszedł ostatni. Spojrzałprzelotnie na przykutego Brona i rozpoczšł nabożeństwo. Uroczyste, długie, z psalmamiodpowiedzi wiernych, niezrozumiałymi zaklęciami i przysięgami szalonegodogmatyzmu.Miedzy dwiema dziurami pamięci Bron starał się czasami odczytać z twarzy obecnychich myli uczucia. U większoci wydawało mu się odnaleć zatroskanie i solidarnoć. Itylko w nielicznych spojrzeniach dostrzegał ciemny blask sadyzmu, jak u kapłana.Bron - zawołała podniecona Jaycee. Nadszedł nasz moment. Zbliżajš się ciężkiepojazdy. Niszczyciele wejdš za kilka minut.Na potwierdzenie jej słów echo przyniosło huk bliskiej eksplozji. Kapłan przerwałmodlitwę zaledwie na ułamek sekundy. Druga eksplozja rozbiła w drzazgi drzwiwejciowe.Poczštek paniki został natychmiast opanowany przez wejcie żołnierzy. Przebiegliprzez unoszšcy si jeszcze dym i z zawodowš precyzjš rozwinęli kordon, gotowy donatychmiastowego otwarcia ognia na najmniejszy podejrzany gest. Kapłan przerwałwreszcie modlitwę i stawił czoła sytuacji, której nie mógł już dłużej ignorować.Kim jestecie? Czego chcecie? Nie wiecie, że jest to miejsce więte?Jego głos, wzmocniony przez sklepienie, był naładowany niedowierzaniem iwciekłociš wobec takiego gwałtu na jego wiecie.Wezwał nas tutaj obowišzek Niszczycieli powiedział dowódca. Gdzie jest ten,którego nazywa Anderem Halternem?Tutaj. Odbywa karę i zabroniłem mu rozmawiać.Milcz, stary głupcze. Ja tutaj wydaje rozkazy. Krótka seria rozbiła dalsze trzy okna.Niech Haltern pokaże się nam. Inaczej wycelujemy w inne rzeczy niż okna.Ostrzegam was zagrzmiał kapłan, który wcišż nie mógł całkowicie pogodzić się zruinš swej wiata Popełniacie więtokradztwo. Wzywam was do opuszczenia tegomiejsca.Rozległ się pojedynczy wystrzał. Kapłan, trafiony w głowę, runšł na ziemie zszybkociš, która odarła całš scenę z dramaturgii.Pod grobš broni kto ze zgromadzonych wskazał na Brona:Ander Haltern.Nikt nie podjšł już najmniejszej próby oporu. Niszczyciele, jak zwykle, byli gotowistrzelać. Dowódca stanšł przed Bronem i patrzył zaskoczony na kajdany i zapoconškoszule.Haltern synkretysta?To ja.Co oni z tobš robiš? Chcieli cię zabić?Mimo retorycznoci pytanie wiadczyło o podnoszšcym na duchu rozsšdku.Niszczyciel schylił się, otworzył kajdany i popchnšł Brona do przodu, ale on nie był wstanie zrobić nawet kroku. Nogi zgięły się pod nim i upadł bezwładnie na posadzkę.Półwiadom walczył, żeby się podnieć, ale ręce równi odmówiły mu posłuszeństwa.Podniósł głowę w stronę drwišcych oczu więtej Relikwii.Jaycee... jak... jak do diabła nazywa się to zwierzę?To ziemska zabawka. Przedstawia co, co nazywano niedwiedziem.I wszystkie niedwiedzie miały takie oczy?Nie. Jakie dziecko musiało się nim zbytnio bawić i oberwało mu guziczki. Mówi się,że należał kiedy do Prospera Halterna, twó... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl