[ Pobierz całość w formacie PDF ]
105Rozdział XXVBron poczuł nagle wstręt do siebie za skazanie tego wiata duchów na zemstę,przewyższajšcš wszystkie inne. Wokół było widać tylko promy. Na orbicie flotaNiszczycieli szykowała się do bitwy z flotš Komanda. Był pewien, że nieszczęliwychniewolników z Onaris porzucano pospiesznie na pastwę losu.Czuł na sobie badawcze spojrzenie Cany i zastanawiał się czy ten wybitny intelektmógł odgadnšć jego myli. Cana jednak nie dawał po sobie niczego poznać.Kanciaste statki, zapewniajšce łšcznoć z flotš, rozsiadły się na dalekich polach.Dziesištki pojazdów kręciły się wokół nich przewożšc ludzi i aparaturę. Przez cały czassłychać było sygnał alarmowy. Grupy ogłupiałych niewolników z Onaris dawały siępędzić przez pola jak bydło. Statki ze spónialskimi starały się jak najszybciej dołšczyćdo floty.Wiele zaniepokojonych spojrzeń kierowało się w stronę szarego słońca, jakbyobawiajšc się, że nagle sczerwienieje i wybuchnie. Przez straszny moment ten smutnywiat pozna najgorętsze lato wszechczasów, ale wraz z ciepłem i wiatłem nadlecipromieniowanie, które stopi kamienie na wiele kilometrów w głšb. To byłniezaprzeczalny pewnik, choć nikt nie mógł przewidzieć, dokładnej godziny katastrofy.Bron sam czuł narastajšcy niepokój. Jakby katastroficzna natura wydarzeń swoimciężarem zduszała ludzkš obawę przed mierciš. Jego uwagę przykuły wreszcie nowewydarzenia. Obok niego wylšdował prom. Siedem otwartych pojazdów wylšdowało wszyku nieco dalej.Cana dał mu znak, żeby wsiadł da jednej z tych maszyn i odwrócił się, szukajšcwzrokiem Daiquista. Czekał kilka minut, patrzšc to na słońce, to na zegarek, podczasgdy pilot promu usiłował nerwowo znaleć pułkownika Daiquista przez radio. Wokółnich narastał tłum ewakuujšcych się Niszczycieli. Gdy który z pojazdów zapełnił się pobrzegi Cana dawał mu zezwolenie na start. Ponieważ Bron zajšł już miejsce w jednym znich, wiec został przetransportowany do promu na długo przed Canš.Bron cišgle ubrany w swojš białš tunikę spodziewał się wyranej wrogoci ze stronyotaczajšcych go Niszczycieli, którzy wiedzieli przecież, że to on włanie jest autoremobecnego kryzysu. Ze zdziwieniem stwierdza, że okazujš mu taki sam respekt, jakwyższym oficerom. Przyniesiono schodki, ułatwiajšce wejcie na prom, a nawetprzygotowano pasy na wypadek gdyby nie umiał sobie z nimi poradzić.Po wlokšcych się nieskończenie minutach prom wreszcie wystartował, pewnieprowadzony mimo dramatycznej atmosfery przez zgranš załogę. Połšczenie ze statkiemna orbicie było równie precyzyjne i Bron odniósł wrażenie, że nigdy nie widział równiedoskonałego manewru, nawet wród załóg Komanda.Czekał już goniec, by odprowadzić go na mostek. Mniej więcej w tym samym czasienadleciał Cana. Prawie natychmiast odezwały się silniki grawitacyjne. Zużyta energiawiadczyła, że odlot następował w ostatniej chwili. Cana pchnšł Brona przed wielkiekran kontrolny, żeby sam zobaczył przyczynę tego popiechu.Obraz zaparł mu oddech. Kamery były ustawione na słońce, które teraz nie miało wsobie nic z przytulnoci. W jego wnętrzu szalała burza słoneczna o tak wielkimnatężeniu, że nawet z odległoci ponad 100 milionów kilometrów wydawała się onazagrażać statkowi. Monstrualne wybuchy ognia rozchodziły się jak fantastycznewybuchy jšdrowe z 1/10 szybkoci wiatła. Przed ich oczyma słońce wydawało siękurczyć, a potem marszczyć i bšblić, wymiotujšc ogniem z takš mocš, że aparatyobserwujšce musiały być cišgle regulowane dla zneutralizowania wzrastajšcej jasnoci.Razem z narastajšcš radiacjš strumienie ognia rozchodziły się coraz dalej wprzestrzeni.Bron nie był w stanie ocenić skali wybuchu, ale obiektywy kamer cišgle cofały się, żebyogarnšć całoć obrazu. Ogromnie nasilone promieniowanie kosmiczne i ultrafioletowe zpewnociš już wczeniej przebiło ochronnš atmosferę planet zamieszkałych. Drugaplaneta musiała już zamienić się w promieniotwórcze piekło. Trzecia natomiast któršwłanie opucili, była już bombardowana tak silnym strumieniem promieniowania, żeżycie na jej powierzchni było niemożliwe. Szybkoć i rozmiary kataklizmu przekraczaływszystko, co Bron mógł sobie wyobrazić.Od czasu do czasu kamery pokazywały statki Niszczycieli na tle rozprzestrzeniajšcejsię zagłady. Każdy z nich znajdował się na długiej, wymuszonej trajektorii, która, jak sięspodziewano, miała pozwolić na ucieczkę i ochronę przed promieniowaniem. Potemkamery skupiły się na Trzeciej Planecie, pokazujšc szczegóły. Siedem statków wcišżjeszcze znajdowało się na orbicie i prawdopodobnie miało już tam pozostać. Przed takimnatężeniem miertelnego promieniowania nie mogły ich ochronić nawet potężne ekrany.Załogi musiały zginšć.Na tle powierzchni planety widać było startujšcy zygzakiem prom, który nagle pełnymcišgiem wbił się w ziemię. Cana zażšdał bardziej szczegółowych przybliżeń. Jeden podrugim zidentyfikowano statki pozostałe na orbicie. Ich całkowita sterylizacja była terazkwestiš minut. Którego dnia będzie można je odzyskać, ale ludziom, którzy jepilotowali nie pozostała już żadna nadzieja.Statek Admiralski Cany, Skua, znajdował się doć daleko od szalejšcych macekpromieniowania i wkrótce huk przecišżonych silników uspokoił się i wrócił do normy.Cana natomiast z pewnociš się nie uspokoił. Kipiał wewnętrznie zimnš złociš, co byłostrasznym widokiem. Bez przerwy żšdał danych i informacji na temat statków, którymnie udało się uciec. Wreszcie odwrócił się w stronę Brona z wciekłociš, którš z trudemopanowywał.Wiesz co mi zrobiłe, Synkretysto? Kosztowałe mnie trzy zamieszkałe planety, conajmniej siedem statków, ponad l000 ludzi... i Martina Daiquista!Przerwał, jakby mu zabrakło słów, ale zaraz znowu zaczšł mówić, cišgle walczšc znarastajšcš wciekłociš.Jeden człowiek, pieprzona ksišżka i garć bioniki. Na Zeusa! Nic dziwnego, że formyChaosu traktujš cię z takim respektem. Jeżeli potrafisz tyle dokonać będšc więniem, todrżę na myl co się stanie z wszechwiatem, jeli powierzy ci się flotę.Spojrzał ze smutkiem na ekrany, pokazujšce nabrzmiałe słońce, zmuszone dozniszczenia planet, które ogrzewało od tysišcleci.Musze się wpierw zajšć bezpieczeństwem floty. Przyjd do mojej kabiny za godzinę.Musimy porozmawiać o wielu rzeczach.Odszedł zwołujšc na konferencje oficerów i miotajšc obelgi na obsługę radia, któratoczyła z góry przegranš bitwę o utrzymanie łšcznoci w pobliżu szalejšcej gwiazdy.Bron pozostał jeszcze przy ekranach, wcišż przejęty ogromem chaosu, którysprowokował. Zniszczenie na tak kolosalnš skalę przy użyciu czterech małych rakietNemesis było możliwe jedynie dzięki jego perwersyjnemu geniuszowi, którypodpowiedział mu pomysł zwiększenia miliony razy skutecznoci tych rakiet. Nie onjeden zdawał sobie sprawę ze swojego talentu. Stawał twarzš w twarz z od dawnanakrelonym przeznaczeniem. Tak wyjštkowym, że decyzja o jego zamordowaniu naOnaris została podjęta przed 700 milionami lat w innej galaktyce.KONIEC ROZDZIAŁU
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Strona startowa
- Christie Agatha - Zakończeniem Jest Śmierć, Ebooki, Christie Agatha
- Christie Agata - Morderstwo na plebanii, ebooki, Christie Agata
- Christie Agatha - Trzecia lokatorka, Ebooki, Agatha Christie
- Christie Agatha - Wczesne Sprawy Poirota, Ebooki, Christie Agatha
- Christie Agatha - Zło Które Żyje Pod Słońcem, Ebooki, Christie Agatha
- Christie Agatha - Hercules Poirot 38 - Kurtyna, Ebooki, Hercules Poirot
- Chris Manby - Lizzie Jordan 01 - Sekretne życie Lizzie Jordan, EBOOKI
- Christie Agatha - Hercules Poirot 37 - Słonie mają dobrą pamięć, Ebooki, Hercules Poirot
- Christie Agatha - Hercules Poirot 31 - Kot wśród gołębi, Ebooki, Hercules Poirot
- Chałubińska Anna - Chirologia - dłoń bez tajemnic [fragm], Katalog Domowy (kubuntu), Ebooki, Chirologia i Chiromancja
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- senna.htw.pl