[ Pobierz całość w formacie PDF ]
44Rozdział XNapęd grawitacyjny został nagle wyłšczony i na statku zapanowała cisza, zakłócanazaledwie kilkoma odgłosami z wnętrza. Tablice alarmowe wcišż wzywały personel nastanowiska. Bron wyszedł ze swej kabiny. Przez kilka następnych minut korytarze byłyzatłoczone spieszšcymi się ludmi. Bron usuwał się włanie na bok, kiedy usłyszał, żekto go woła.Człowiek zasalutował służbicie.Mistrzu Haltem... Cana chce, żeby przyszedł do niego do sali nawigacyjnej.Kiwnšł głowš, starajšc się zanalizować postawę tego człowieka. Wyglšdało na to, żeinstrukcje nakazywały traktować Brona jako normalnego oficera. To podkrelało tylkowagę, jakš Niszczyciele przywišzywali do mistrza synkretytyki.Powiedz, Ananias zapytał tknięty nagłym przeczuciem. Co was przekonało, żeHaltern jest jedynym obywatelem Onaris, którego mogš wybrać Niszczyciele.Znajomoć rodowiska intelektualistów i spora doza intuicji. Dlaczego prytasz?Bo cały ten plan nie ma nic wspólnego ze zbiegiem okolicznoci. Musieli na pewno miećbardzo wyrany powód, żeby porwać włanie Halterna i nikogo więcej, a wy musielicieznać ten powód. Jestem tego pewien. Chce więc znać dokładne fakty.Wszystko już wiesz.Kłamczuch!Dosłyszał dyskretny miech.A wiec... pamiętasz jednak trochę Ananiasa.Wiem tylko, że nie mogę ci ufać. Zastanów się... Tworzymy ekipę i jestem waszymagentem. Mam wiec prawo żšdać wszystkich potrzebnych informacji. Powiedz Docowi,że potrzebuję szczerej i pełnej odpowiedzi na to pytanie. Wszystko, czego się dotšddowiedziałem wydaje mi się mocno wštpliwe.Atmosfera w sali nawigacyjnej była bardzo napięta. Nawet ci, którzy nie mieli służby,byli zgromadzeni wokół ekranów. Daiquist i Cana stali na stanowisku dowódczym,wpatrujšc się w punkciki gwiazd.Podnoszšc głowę Daiquist dostrzegł Brona. Zmrużył na chwile powieki, po czym dałmu znak, żeby się zbliżył. Był pochłonięty obliczeniami. Wyglšdało na to, że czas jestnajważniejszym elementem majšcego nadejć zdarzenia, bez względu na jego naturę.Bron postanowił obserwować pomocniczy ekran kontrolny, co pozwalało mujednoczenie mieć oko na wszystkich. Na ekranie widział robišcy duże wrażenie obrazbłyszczšcego piercienia statków, tworzšcych flotę Niszczycieli.Mijały minuty, w czasie których napięcie rosło coraz bardziej. Wreszcie kontrolerwykrzyknšł:Mylę, że już go mam.I zaraz wyostrzył obraz na prawie niewidoczny jeszcze obiekt i głono podałwspółrzędne. Daiquist i Cana pochylili się ponad jego ramieniem, a wszystkie czujnikiskierowały się na cel, który wcišż był poza zasięgiem większoci z nich i nie dawał sięjeszcze wyranie odróżnić od zakłóceń. Ale po kilku sekundach komputer zsyntetyzowałprawdziwy obraz.Zgadza się!Cana zapoznał się z wydrukiem komputerowym, podajšcym wyniki porównań zdanymi pamięci głównej. Daiquist natomiast wrócił do swoich pomiarów czasowych.Tylko 16 godzin spónienia stwierdził wreszcie. Dokładnoć pozycyjnazadowalajšca. Dokładnoć czasowa polepsza się.Sšdzę, że powinnimy sobie pogratulować posiadania przynajmniej tych dwóchpewnoci co do form Chaosu powiedział Cana. Robię się już za stary na igranie zentropiš.Jego oczy spoczęły nagle na Bronie i ich spojrzenia skrzyżowały się z takš mocš, żeBron poczuł szok.Mam dziwne przeczucie na twój temat, synkretysto. Robisz wrażenie kogo, kto wie, coto Chaos. Zaczynam się zastanawiać czy twoja obecnoć tutaj nie została obliczona taksamo jak... to.Wskazał na ekrany. Bron nie odpowiedział, zafascynowany widokiem. Najpierwzobaczył prostokštnš płaszczyznę. Co w rodzaju drzwi, kręcšcych się wolno wprzestrzeni. Póniej dostrzegł szczegóły, które szybko stawały się coraz wyraniejsze.Dawało to wyobrażenie o szybkoci obiektu.Wreszcie wszystkie kształty stały się widoczne. Bron rozróżnił siedem długichcylindrów, grubych i czarnych - podobnych do butli, używanych niegdy dlaprzechowywania gazu pod cinieniem. Były one mocno złšczone ze sobš wokół głównejosi. Żadnych instrumentów, anten, baterii słonecznych - nic z bogatego wyposażenia,które umieszczano na automatycznych sondach kosmicznych. Obiekt bardziejprzywodził na myl staroć i solidnoć niż postęp techniczny. Z tych porzuconych bezcelu czarnych cylindrów emanowało co strasznego.Sondy pokazywały teraz wszystkie szczegóły obiektu. Widać było wyranie masywnespawy na złšczach. Gdyby kto wyrwał jaki fragment z fabryki gazu i wyrzucił go wkosmos, to efekt byłby podobny. Kurs obiektu nie wydawał się jednak przypadkowy.wiadczyła o tym wyjštkowa dokładnoć, z jakš technicy dokonywali pomiarów.Wyglšdało na to, że uczestniczš w wydarzeniu historycznym, kapitalnym idramatycznym, ale każdy z obecnych na sali nawigacyjnej był zbyt zajęty, żebycokolwiek wyjanić.Bron wstrzymał okrzyk w chwili, kiedy olbrzymia wirujšca masa zajęła cały ekran,jakby miała rozbić się o statek. Czujniki zmniejszyły ogniskowš i obiekt oddalił się,błyszczšc samotnie w ogromnym piercieniu statków Niszczycieli.Cana nie odrywał oczu od ekranów i czerń kosmosu wydawała się przenikać na jegotwarz. Nagle podniósł się i odwrócił. Podszedł do Brona i oznajmił poważnym tonem:Przyglšdaj się uważnie, Synkretysto. Chciałbym póniej porozmawiać z tobš.Bron zaintrygowany zajšł wolny fotel przed głównym ekranem. Powoli obiekt malał,wcišż ledzony przez czujniki. Regularnie cały obraz wydawał się skakać do przodu wmomencie zmiany ogniskowej. Niebezpieczeństwo oddalało się, ale napięcie na pokładzienie malało. Uwaga Brona była do tego stopnia skupiona na cylindrach, że nie zauważyłtego, co stawało się tłem ekranu.Onaris głos Arianiasa wyrwał go z rozmylań. Powiększ obraz, Bron.Wykonał polecenie i ze zdumieniem zrozumiał, że mgliste linie, które dotšdlekceważył, oznaczały zarysy mórz i kontynentów planety. A czarne cylindryniewzruszenie kontynuowały swojš drogę przez siatkę współrzędnych ekranu. Szczegółypowierzchni Onaris stawały się coraz wyraniejsze.Cios był niesamowity.Kula ognia, która utworzyła się w przestrzeni musiała być równie wielka, jak samaplaneta. Była to gotujšca się kula plazmy, która rozprzestrzeniała się z niewiarygodnšszybkociš. Bron miał wystarczajšcy zasób wiadomoci z fizyki, żeby wiedzieć, iżatmosfera planety została zmieciona w kilka sekund. Póniej nastšpiła syntezatermojšdrowa. Ognista kula cieniła się, zmieniajšc kolor z czerwieni na żółty, a na jejobrzeżach pojawiła się eteryczna aureola w kolorze niebieskim. Na chwile powróciłwidok planety. Bršz i jasna zieleń kontynentów zamieniły się w ceglastš czerwieńowietlonš ogniem palšcych się oceanów.Póniej planeta pękła i otworzyła się łagodnie, jakby w zwolnionym tempie. Jej płynneserce, złożone z ciężkich metali zajęło miejsce ognistej kuli, wznoszšc rozbijajšce się oszkielety kontynentów tumany materii. Skorupa planety skruszyła się wreszcie, a blokikontynentów wypadły jak trafione statki, rozpadajšc się w potoku elementów tonšcychw morzu syntezy termojšdrowej.Bron nie mógł sobie przypomnieć godzin, które nastšpiły po zakończeniu tegoniesamowitego widowiska. Był szkolony, żeby przyjmować bez problemów mierćpojedynczych ludzi. mierć narodów często była wynikiem wojen. Czasem całe rasy igatunki były niszczone w imię tej lub innej sprawy... ale unicestwienie całej zamieszkałejplanety sprowadzało człowieka i jego role we Wszechwiecie do wymiarów prostegodowiadczenia laboratoryjnego, do poziomu kolonii bakterii, którš wyrzucało się pozakończeniu eksperymentu.KONIEC ROZDZIAŁU [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl