[ Pobierz całość w formacie PDF ]
, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
Utwór opracowany został w ramach projektu
przez
SÉBASTIEN-ROCH NICOLAS DE CHAMFORT
Charaktery i anegdoty
ł. -żń
ł
Kariera pisarska Chamforta jest dość paradoksalna. Był sławny za życia, i jest sławny dziś;
ale dla innych utworów. Współcześni nie znali tych jego pism, które znamy my; my
znowuż nie czytamy tego, za co wielbili go współcześni. Był znanym, uznanym, nagra-
dzanym autorem oficjalnych wypracowań akademickich, modnym pisarzem teatralnym,
który wycisnął łzy z oczu samemu królowi, był Akademikiem przed czterdziestym ro-
kiem życia; mimo to wątpię, czy doszłaby nas pamięć pana de Chamfort, gdyby po jego
śmierci nie znaleziono w biurku garści papierów. Część tych papierów zagarnęły władze
sądowe, i te przepadły; część zachowała się. Były to luźne notatki, spostrzeżenia, reflek-
sje, anegdoty, kreślone dla samego siebie, może jako materiał do jakiegoś dzieła. I to jest
właściwie wszystko, co dziś żyje z Chamforta.
Mówiąc, że ta jego fizjognomia¹ była nieznana współczesnym, wyraziłem się może
nie dość ściśle. Była niewątpliwie znana, ale w szczupłym kręgu i raczej ustnie. W owym
czasie — w epoce
aon
— to wystarczało. Reputacja Chamforta opierała się w znacznej
mierze na jego ciętych powiedzeniach, na jego obiegających dowcipach czy aforyzmach,
na jego postawie
oone
wobec życia; a to wszystko właśnie znalazło wyraz w tych
pośmiertnych papierach. Jego sarkazm, rozczarowanie, jego gryząca krytyka — to już
zaczyn przyszłej rewolucji. Ale była to rewolucja na miarę salonów. Kiedy przyszła praw-
dziwa rewolucja, zmiotła Chamforta, jak tylu innych, którzy ją radośnie witali.
Protest Chamforta przeciw porządkowi społecznemu rozpoczął się — z jego uro-
dzeniem. Był nieprawym synem, co więcej synem księdza. Urodzony w w pobliżu
Clermont, ojca nie znał nigdy; matkę kochał z podwójną czułością. Oddany pod nazwi-
skiem
ioa
do kolegium jezuickiego, zdobywa wszystkie nagrody, w szczególności za
łacińskie wiersze. Wychowawcy chcą go zatrzymać; namawiają go, aby został księdzem,
wróżą świetną przyszłość; młody Nicolas odmawia — kocha życie, swobodę. Wyszedł-
szy z kolegium, klepie biedę, fabrykuje artykuły i kazania na sprzedaż, jest nauczycielem
domowym; śliczny chłopiec rychło ściąga sympatię i zainteresowanie kobiet. „Myślicie,
że to Adonis, a to Herkules”, mówi o nim z uznaniem jedna z dam. W owym płochym
wieku osiemnastym, gdzie kobiety rządzą wszystkim, taka rekomendacja to los! Nie-
stety, zachodzi fakt, który podcina życie młodzieńca: nabawia się choroby, która będzie
go nękać, mimo iż z przerwami, całe życie, choroby upokarzającej, okrutnej, która każe
mu stronić od tego, co sercu jego było najdroższe. Choroba ta, obok rany nieprawego
urodzenia, to wielkie źródło mizantropii Chamforta.
Nazywam go tym mianem, ponieważ pan Nicolas rychło przedzierzgnął się w
ana de
Chaort
; tego rodzaju dystyngowane pseudonimy, pobłażliwie tolerowane przez wielki
świat, były zwyczajne w życiu literackim. A Chamfort, mimo że wciąż usuwał się od świata,
żył w nim jednak ciągle. Jego mizantropia, jego odludzie, ściągały doń ludzi o wyższej
wartości, którzy w grze myśli szukali zaprawy dla mdłego życia dworu. Zabiegano się, aby
mu pomóc, nie urażając jego drażliwości. A pomocy Chamfort potrzebował, gdyż choroba
¹
ognoia
— dziś: fizjonomia; tj. twarz, oblicze.
poraziła jego zdolność pracy; zresztą w owej epoce literatura nie była źródłem dochodu;
raczej pośrednio, przez pensje i synekury², do których wiodła najzręczniejszych.
W ciągu kilku lat młody Chamfort wystawia w teatrze błahą
od ndiank
, potem
a e yrny
; bierze nagrody Akademii za „pochwały” — rodzaj wówczas wysoko
ceniony — Moliera i La Fontaine'a; sekretarzuje jakiś czas księciu de Condé, ale nie
umie unieść tego przymusu; osiada opodal Paryża w Auteuil, aby tam wieść życie
o
oa
. Na chwilę zdaje się, że szczęście rozjaśni jego życie: poznaje kobietę, z którą łączy
swoje losy i która we wszystkim odpowiada jego sercu; po pół roku kobieta ta umiera.
Przyjaciele wiozą go do Holandii, aby go rozerwać; stopniowo Chamfort wraca do siebie.
Pisze tragedię — taką, jak wówczas pisali wszyscy — w stylu fałszywego Racina — pod
tytułem
taa i eangir
, i zostaje członkiem Akademii³; wraca po trosze do świata,
mieszkając u swego przyjaciela, hrabiego de Vaudreuil, gdzie żyje swobodnie, korzystając
z towarzystwa lub zażywając samotności, którą bliscy umieją uszanować.
Zdawałoby się, że ten dawny ustrój społeczny dał pisarzowi wszystko, co mógł dać.
Dał mu — dość lekko — sławę, reputację, zaszczyty, wcale pokaźne pensje i dochody,
dopuścił go — niemal na stopie równości — do najświetniejszego grona… Mimo to
Chamfort nienawidził tego ustroju. Nienawidził przywileju, który sprawia, że lada uty-
tułowany dudek samym faktem urodzenia swego zajmuje wyżyny, na które człowiek bez
nazwiska całym swoim geniuszem, charakterem, pracą, nie wespnie się nigdy; nienawi-
dził krzywd, niesprawiedliwości, nadużyć, w które, żyjąc pośród wielkiego świata, bardziej
niż kto inny był wtajemniczony. Traktowanie milionów ludzi — całego narodu — jako
mierzwę⁴ dla garstki uprzywilejowanych wydawało mu się potworne. Całą duszą nadsłu-
chiwał pomruków zbliżającej się rewolucji. Żyjąc z przedstawicielami dawnego porządku,
przepowiadał im rychłą zgubę; sam szukał stosunków z ludźmi, którzy wcielali dlań nową
erę. Przyszły trybun rewolucji, Mirabeau, co rano w owej epoce zachodził do niego, aby
— jak mówił — „potrzeć się o tę głowę, najbardziej elektryczną, jaką znał”. Kiedy wresz-
cie wybucha rewolucja, Chamfort wita ją z radością, mimo że nowy porządek podcina
jego byt, kasując pensje. Pracując w piśmie „Mercure”, wprowadza ducha rewolucyjne-
go do części literackiej. Ale jak nie umiał być pochlebcą możnych, tak samo nie umie
Chamfort być dworakiem nowych tyranów. Myśli naiwnie, że w epoce haseł wolności
może zachować dawne swobody języka i że z Marata i Robespierre'a można sobie drwić
tak samo swobodnie, jak dawniej się drwiło z ministrów Ludwika XVI! Myśli, że ujdzie
mu bezkarnie parodiowanie haseł Rewolucji:
d oi rate ao i a ra
terto tyh i to raterto aina i a
, oto powiedzenia Chamforta, które obiegały
Paryż. Jak dla wielu tych, którzy wypieścili w marzeniach szlachetny tryumf wolności,
terror był dla niego bolesnym rozczarowaniem. Niebawem Chamfort stał się podejrzany;
uwięziono go. Wypuszczony po kilku dniach, znów swoim ostrym językiem ściągnął na
siebie uwagę władz. Ale Chamfort przysiągł sobie, że drugi raz nie da się uwięzić; kiedy
zjawił się u niego żandarm, wyszedł do drugiego pokoju i palnął sobie w łeb. Kula strza-
skała mu nos i wybiła oko, ale żył. Chwyta za brzytwę i chce się dokończyć; kaleczy się
dotkliwie, przecina sobie żyły, ale go ratują. Podczas gdy mu zakładają opatrunek, pisarz,
zbroczony krwią, dyktuje takie oświadczenie:
„Ja, Sebastian Roch Mikołaj Chamfort, oświadczam, że chciałem umrzeć jak czło-
wiek wolny, raczej niż dać się zaprowadzić jako niewolnik do więzienia; oświadczam, że
jeżeli mnie zechcą tam zawlec gwałtem, pozostaje mi dosyć siły, aby dokończyć tego, co
zacząłem. Jestem człowiek wolny, nigdy żywego nie wtrącą mnie do kaźni”.
Niedługo dane mu było przeżyć; rany te, w połączeniu z zastarzałą chorobą, sprawiły,
że umarł w r. .
Ponieważ papiery znalezione po śmierci pisarza składały się z karteczek, na które rzu-
cone były luźne myśli, przyjaciele, przystępując do ich wydania, podzielili je i ugrupowali
wedle swego uznania. Podzielono je na dwie części: jednej dano tytuł
yi i akyy
,
drugiej
Charaktery i anegdoty
.
²
ynekra
(z łac.
ine ra
: bez troski) — intratna posada, źródło dochodu nie wymagające wysiłku.
³
kadeia
— Akademia Francuska, instytucja zrzeszająca najbardziej znanych . pisarzy. Istnieje od
r., ma na celu dbanie o dobro języka ancuskiego.
⁴
iera
— dosł.: słoma, którą rzuca się pod nogi krowom w oborze; tu przen.: coś, co się zużywa i czego
się nie szanuje.
-
Charaktery i anegdoty
yi i akyy
, które może w przyszłości również włączę do tej
iioteki
, to są
refleksje filozofa, ale
ooa
w znaczeniu czysto życiowym. Interesują bystrością psycho-
logiczną, olśniewają często jakąś świetną formułą myśli, ale nużą po trosze swoją manierą
toin
⁵ i swoim ciasnym pesymizmem. To ów pesymizm, który sprawiał, że wielka jego
przyjaciółka, pani Helvétius, mawiała: „Kiedy rano porozmawiam z Chamfortem, zasmu-
ci mnie na cały dzień”. Jak na filozofa, Chamfort obserwował zbyt specjalny kącik świata,
i to obserwował go z nader niewdzięcznej pozycji. To świat dworaków, gdzie jeden czyha
na miejsce drugiego, gdzie jedyną drogą jest pełzać i intrygować; gdzie zarówno zyskane,
jak chybione dobrodziejstwo staje się źródłem niesmaku i niechęci. Nienawidzić tego
świata, nie móc się bez niego obejść, korzystać zeń i stroić się w togę wyższości, taka jest
w gruncie postawa tego filozofa. Sądy potomnych brały nieraz za złe tę zgryźliwą gorycz
człowiekowi nagradzanemu o wiele ponad wartość swojej produkcji literackiej; ale może
właśnie poczucie, że produkcja ta nie była na wyżynie jego inteligencji, że jako pisarz
nie dał swojej prawdziwej miary, było źródłem tego niezadowolenia ze świata, które było
przede wszystkim niezadowoleniem z siebie? A może ten literat czuł się człowiekiem czy-
nu, może krył w sobie ambicje męża stanu, prawodawcy, ministra, i zżymał się na ustrój,
który takich ludzi jak on nie dopuszczał do władzy? Oceniając te notatki, pamiętajmy
zresztą, że nie były one wprost przeznaczone do druku, że kreślił je dla samego siebie:
były to jego
riny
, jak nazywał Sainte-Beuve swoje mordercze kajety. Bądź co bądź,
ten niesmak, to zbrzydzenie sobą i drugimi, dość charakterystyczne są dla tej kończącej
się epoki.
Żywszą pozostała owa część pośmiertnej spuścizny pisarza, którą zebrano pod tytułem
Charaktery i anegdoty
i którą daję oto czytelnikom
iioteki oya
. Trudno o lepszy obraz
epoki na tak szczupłej przestrzeni. Można by niemal rzec, że gdyby wszystko z owego
schyłku XVIII wieku zaginęło, dało by się odtworzyć go sobie z tych anegdot Chamfor-
ta, równie celnie dobranych, jak świetnie zredagowanych. Król, dwór, duchowieństwo,
wielki świat, kobiety, finanse, polityka, intrygi, fawory — wszystko przeplatane tą samą
pesymistyczną filozofią, ale mniej tu nużącą, bo bardziej odżywioną faktem i rozjaśnio-
ną dowcipem. Koniec epoki, ginący świat — i ginący sprawiedliwie! Ten tom anegdot
stał się dokumentem; ten mały tomik uczynił Chamforta najczęściej cytowanym z au-
torów i dał mu faktyczną nieśmiertelność, której nie zdołałaby mu zapewnić tytularna
nieierteno
akademicka.
Dodajmy, iż z tego zbiorku anegdot raz po raz wyziera ku nam fizjognomia samego
autora, i że ów N…, którego poglądy i powiedzenia spotykamy na tych kartach tak często,
jest przeważnie jego sobowtórem.
Warszawa, styczeń
N… powiadał mi: „Osiągnąłem to, iż znajduję wszystkie przyjemności w samym sobie,
Wyobraźnia, Kondycja
ludzka
to znaczy jedynie w grze swojej inteligencji. Natura pomieściła w mózgu człowieka mały
gruczoł, który pełni rolę zwierciadła: oglądamy w nim, lepiej lub gorzej, w dużym lub
małym formacie, wszystkie przedmioty świata, a nawet produkty własnej myśli. Jest to
latarnia magiczna⁶, której człowiek jest właścicielem; przed nią przesuwają się sceny, któ-
rych on jest aktorem i widzem. To jest właściwie
oiek
; tam mieści się jego królestwo;
wszystko inne jest mu obce”.
„Dziś, marca roku (powiadał N…), spełniłem dobry uczynek dość osobliwe-
go rodzaju. Pocieszyłem człowieka zacnego, pełnego cnót, mającego sto tysięcy anków
renty, wielkie nazwisko, rozum, wyborne zdrowie etc. A ja sam jestem biedny, niezna-
czący i chory”.
Stwierdzonym faktem jest, że jedna z córek króla, jako dziecko, bawiąc się z poko-
Pozycja społeczna, Sługa
jówką, spojrzała na jej rękę, i policzywszy palce, rzekła zdumiona: „Jak to, ty masz także
pięć palców, jak ja?”. I policzyła jeszcze raz, aby się upewnić.
⁵
toiny
— dziś: stoicki.
⁶
atarnia agina
— prosty projektor, rzucający na ścianę obraz namalowany na szkle. Uważany za wy-
nalazek siedemnastowiecznego jezuity Athanasiusa Kirchera.
-
Charaktery i anegdoty
Kiedy marszałek de Richelieu podsuwał Ludwikowi XV kochankę, wielką damę, nie
pamiętam którą, król odmówił, powiadając, że za dużo by kosztowało odprawienie jej.
Hrabia d'Argenson mówił do hrabiego de Sebourg, który był kochankiem jego żony:
„Dwie są posady, które by ci jednako odpowiadały: gubernatorstwo Bastylii i Inwalidów.
Jeśli ci dam Bastylię, powiedzą wszyscy, że to ja cię tam wpakowałem; jeśli ci dam In-
walidów, powiedzą, że to moja żona”.
Księżna de Marsan, dziś tak nabożna, żyła niegdyś z panem de Bissy. Wynajęła pałacyk
Kochanek, Lud
przy ulicy Plumet, dokąd się raz udała, gdy pan de Bissy zabawiał się tam z dziewczętami.
Nie wpuścił jej; po czym przekupki z ulicy de Sèvres zebrały się dokoła karety, wykrzy-
kując: „To bardzo brzydko nie wpuszczać do domu księżnej, która płaci, a wyprawiać
kolacje dla kurew!”.
Pewien człowiek, pociągnięty urokiem stanu kapłańskiego, powiadał: „Choćbym miał
Zbawienie, Ksiądz
duszę zgubić, muszę zostać księdzem”.
Pewien jegomość był w grubej żałobie; wielkie czarne pióra, czarna peruka, twarz
Wdowiec
stroskana. Przyjaciel podchodzi do niego smutno. „Na miłość boską, kogo ty straciłeś?
— Ja, odparł, nic nie straciłem; owdowiałem po prostu”.
Pani de Bassompiere, jedna z dam na dworze króla Stanisława (Leszczyńskiego), była
oficjalną kochanką pana de la Galaisière, kanclerza króla polskiego. Jednego dnia, król,
bawiąc u niej, pozwolił sobie na pewne poufałości, które skończyły się niepowodzeniem.
„Już milczę, rzekł król Stanisław; mój kanclerz powie pani resztę”.
Znana jest fanatyczna przemowa, jaką biskup Dol miał do króla z przyczyny amnestii
Ksiądz, Religia
dla protestantów. Kiedy biskup Saint-Pol pytał go, czemu przemawiał imieniem⁷ swoich
kolegów, nie poradziwszy się ich, ów odpowiedział: „Poradziłem się mego krucyfiksu. —
W takim razie, odparł biskup Saint-Pol, trzeba było odpowiedzieć ściśle to, co krucyfiks
powiedział Waszej Eminencji”.
Marszałek Biron był ciężko chory. Zapragnął spowiedzi i rzekł wobec licznych przy-
jaciół: „Co jestem winien Bogu, co jestem winien królowi, co jestem winien państwu…”.
Jeden z przyjaciół przerwał: „Cicho siedź, rzekł, umrzesz niewypłacalny”.
N… powiadał: „Widziałem kobiety wszystkich krajów: Włoszka wierzy w miłość ko-
Kobieta, Miłość spełniona,
Poświęcenie
chanka wówczas, kiedy jest zdolny popełnić dla niej zbrodnię. Angielka — szaleństwo,
Francuzka — głupstwo”.
Duclos powiadał o jakimś łajdaku, który zrobił karierę: „Plujesz mu w twarz, wycierasz
mu ją nogą, a on dziękuje”.
Pewien człowiek spędzał od trzydziestu lat wszystkie wieczory u pani de…; wśród
tego owdowiał, sądzono, że się ożeni z tamtą i zachęcano go do tego. Odmówił: „Nie
wiedziałbym, rzekł, gdzie spędzać wieczory”.
Pani de Tencin, przy swoim słodkim obejściu, była kobietą bez zasad, zdolną do-
Pozory, Trucizna
słownie do wszystkiego. Pewnego dnia chwalono jej słodycz. „Tak, rzekł ksiądz Troublet;
gdyby miała interes w tym, aby pana otruć, wybrałaby najsłodszą truciznę”.
Atakowano opinię pana N… o jakimś dziele, przeciwstawiając mu odmienny sąd pu-
bliczności. „Publiczność, publiczność, rzekł; ilu trzeba głupców, aby stworzyć publicz-
ność?”
N…, przeczytawszy list św. Hieronima, w którym ów maluje bardzo wymownie po-
Pokusa, Święty
ryw swoich namiętności, rzekł: „Siła jego pokus więcej budzi we mnie zazdrości, niż jego
pokuta mnie przeraża”.
N… powiadał: „W kobietach jest dobre tylko to, co w nich jest najlepsze”.
Kobieta
Kardynał de Rohan, który w czasie swojej ambasady w Wiedniu był uwięziony za
długi, udał się, w charakterze Wielkiego Jałmużnika, uwolnić więźniów z Châtelet z okazji
urodzin Delfina. Człowiek pewien, widząc zbiegowisko koło więzienia, spytał o przyczynę:
odpowiedziano mu, że to kardynał de Rohan przybywa tego dnia do Châtelet. „Jak to,
rzekł naiwnie, uwięziony?”
Na dwa tygodnie przed zamachem Damiensa⁸ kupiec prowansalski, przejeżdżając
przez małe miasteczko o sześć mil od Lionu i zatrzymawszy się w gospodzie, usłyszał,
z rozmowy w sąsiednim pokoju, który od jego pokoju dzieliło tylko przepierzenie, że
⁷
reaia iienie kogo
— dziś: przemawiać w imieniu kogo.
⁸
aah aiena
— stycznia służący Robert Damiens (–) próbował zabić króla Ludwika
XV.
-
Charaktery i anegdoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Strona startowa
- Charakterystyka Podkomorzego i Starosty Gadulskiego - bohaterów Powrotu posła, Filologia polska - materiały ze studiów, Literatura oświecenia, opracowania
- Charakterystyczne cechy twórczości Mirona Białoszewskiego - analiza i interpretacja wybranych wierszy, Literatura współczesna
- Charakterystyka twórczości Franciszka Karpińskiego, Dokumenty - głównie filologia polska, Literatura oświecenia
- Charakterystyka bajek i legend indyjskich, polski, Historia literatury powszechnej
- Charakterystyka metody indywidualnych przypadków Dorota Czajkowska, pedagogika opiekuńcza
- Chemia 1 Ćwiczenia dla licealistów Poradnik dla nauczyciela Zakres podstawowy i rozszerzony Głowacki Zdzisław ebook, Podręczniki, lektury
- Charakter na całe życie Słowikowski Mirosław E-BOOK, Nauka
- Chiński. Kaligrafia. Nauka pisania znaków krok po kroku Zuzanna Kołucka ebook, Podręczniki, lektury
- Check Your Vocabulary for Academic English Sprawdź swoje słownictwo uniwersyteckie Porter David DOWNLOAD, Podręczniki, lektury
- Charaktery i pisma Kazimierz Brandys, Powieści i opowiadania(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ines.xlx.pl