[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A
GATHA
C
HRISTIE
M
ORDERSTWO W
M
EZOPOTAMII
P
RZEŁOŻYLI
:
J
AN
Z
AKRZEWSKI
,
E
WA
K
RASNODĘBSKA
T
YTUŁ ORYGINAŁU ANGIELSKIEGO
„M
URDER IN
M
ESOPOTAMIA
”
P
RZEDMOWA DOKTORA
G
ILESA
R
EILLY
Niniejsza opowieść dotyczy wydarzeń sprzed czterech lat. W moim przekonaniu
opublikowanie jej stało się konieczne, by wyjaśnić i sprostować pewne fakty. Krążą bowiem
monstrualne i po prostu śmieszne plotki o zatajaniu dowodów, i tym podobne bzdury.
Podobne sugestie pojawiły się głównie w prasie amerykańskiej.
Z oczywistych powodów wskazane było, by opis przebiegu wydarzeń nie wyszedł spod
pióra żadnego z członków ekspedycji, mógłby bowiem zawierać osobiste uprzedzenia.
Dlatego też zaproponowałem pannie Amy Leatheran, aby podjęła się tego zadania. Była
ona idealną kandydatką. Reprezentuje wysoki poziom etyki zawodowej, nie ma żadnych
uprzedzeń i nie stoi po niczyjej stronie, gdyż nic jej nie łączyło z przedsięwzięciem znanym
jako: Ekspedycja do Iraku Uniwersytetu Pittstown. Ponadto panna Leatheran okazała się
inteligentnym świadkiem o żywym zmyśle obserwacyjnym.
Niełatwo ją było jednak namówić, by podjęła się tego trudu. A nawet, kiedy już
osiągnąłem cel i dokument powstał, panna Leatheran wykazywała przedziwne opory, by mi
pokazać manuskrypt. Odkryłem, że jednym z powodów były krytyczne uwagi w tekście,
dotyczące mojej córki, Sheili. Z tą przeszkodą uporałem się szybko, zapewniając pannę
Leatheran, że skoro w dzisiejszych czasach dzieci tak ochoczo krytykują rodziców, ci z kolei
mogą mieć jedynie satysfakcję, gdy ktoś skrytykuje ich pociechy.
Inna jej obawa wynikała z wielkiej skromności — miała zastrzeżenia co do własnego stylu
pisania. Wyraziła też nadzieję, że „poprawię jej gramatykę i inne rzeczy”. Okazało się, że nie
musiałem zmienić nawet przecinka. W moim przekonaniu panna Leatheran wykazuje dużą
indywidualność stylu, pisze żywo i bardzo trafnie ocenia fakty. Jeśli nawet Herkulesa Poirota
w jednym akapicie nazywa „Poirotem”, a w następnym „Panem Poirot”, to jedynie pobudza
myślenie. W pewnych momentach autorka wydaje się być bardzo uczulona na, jakby to
określić, „formy zachowania” (trzeba pamiętać, że szpitalne pielęgniarki zwracają dużą
uwagę na etykietę), w innych zaś pogrąża się w głęboko „ludzki” opis i pochłonięta nim
zapomina o wykrochmalonym pielęgniarskim czepeczku z dystynkcjami siostry oddziałowej.
Pozwoliłem sobie jedynie napisać pierwszy rozdział, korzystając z listu, który
grzecznościowo dostarczyła mi osoba z kręgu przyjaciół panny Leatheran. Założyłem, że
będzie on miał charakter frontyspisu — to znaczy stanie się opisem narratorki.
F
RONTYSPIS
W hallu bagdadzkiego hotelu „Tygrys”, noszącego imię rzeki, pielęgniarka kończyła
pisanie listu. Stalówka wiecznego pióra wędrowała szybko po papierze.
…a więc, moja droga, to już chyba wszystkie wiadomości. Muszę przyznać, że przyjemnie
było zobaczyć kawałek świata — chociaż dla mnie nie ma jak Anglia! Dziękuję za wszystko
inne. Nie uwierzyłabyś, jak w tym Bagdadzie brudno. To wcale nie jest romantyczne miasto,
jakbyś mogła sądzić z arabskich „Opowieści z tysiąca i jednej nocy”. Owszem, ładnie
położone nad rzeką, ale ulice okropne. I właściwie nie ma żadnych prawdziwych sklepów.
Major Kesley obwiózł mnie po bazarach. Nie można zaprzeczyć, że niezwykłe. Bardzo
osobliwe. Ale właściwie to sama tandeta. Poza tym nieustannie walą w miedziane gary, aż
uszy puchną i głowa boli — a ja to bym nigdy takich naczyń nie używała, no bo wiesz — jak
to czyścić! Przy miedzianych naczyniach zawsze są kłopoty z grynszpanem.
Jeśli coś wyjdzie z tej pracy, o której mi mówił doktor Reilly, zaraz Ci napiszę.
Powiedział, że ten amerykański dżentelmen już przyjechał do Bagdadu i może nawet jeszcze
dziś po południu przyjdzie się ze mną zobaczyć. Chodzi o jego żonę — doktor Reilly
powiedział, że ma „przywidzenia”. Już ja wiem, moja kochana, co to naprawdę oznacza
(chociaż mam nadzieję, że nie chodzi o narkotyki!). Doktor Reilly nie zdradził się słowem,
ale jak spojrzał! A ty wiesz, co to znaczy. Ten doktor Leidner jest archeologiem. Dla jakiegoś
amerykańskiego muzeum rozkopuje pagórek gdzieś na pustyni.
Teraz to już naprawdę kończę! Dosłownie aż mnie zatkało, kiedy przeczytałam, coś mi
napisała o tym Stubbinsie! Co na to siostra przełożona?
Naprawdę skończyłam, ściskam,
Twoja
Amy Leatheran
Włożyła list do koperty, którą zaadresowała do siostry Curshaw, na adres Szpitala
Świętego Krzysztofa w Londynie.
Gdy zakręcała wieczne pióro, podszedł do niej śniady chłopiec hotelowy.
— Pewien dżentelmen chce się z panią widzieć. Doktor Leidner.
Siostra Leatheran odwróciła głowę i ujrzała mężczyznę w średnim wieku, o nieco
spadzistych ramionach, łagodnych, zmęczonych oczach i rudobrązowej brodzie.
Doktor Leidner natomiast ujrzał kobietę koło trzydziestki — o energicznej, pewnej siebie
postawie. Dostrzegł też wesołą z natury twarz, okoloną ciemnymi, błyszczącymi włosami.
Oczy ciut wyłupiaste. Pomyślał sobie, że wygląda dokładnie tak, jak powinna wyglądać
pielęgniarka nerwowo chorej osoby. Pogodna, krzepka, praktyczna.
Tak, siostra Leatheran taka właśnie była.
A
MY
L
EATHERAN
Nie pretenduję do miana pisarki i nie znam się na pisaniu. Robię to tylko dlatego, że prosił
mnie doktor Reilly, a jest to człowiek, któremu trudno odmówić.
Mimo to szczerze mu powiedziałam, kiedy mi to zaproponował:
— Nie jestem tam żadną literatką, panie doktorze. Na pewno nie jestem literatką!
— To żadna sztuka — odparł. — Niech to siostra potraktuje jako robienie szpitalnych
notatek albo historii choroby.
Oczywiście można i tak na to spojrzeć.
Doktor Reilly mówił dalej. Tłumaczył, że bardzo jest potrzebny prosty, nieubarwiony opis
wszystkich wydarzeń w Tell Jarimdża!
— Jeśli autorem będzie ktoś z osób bezpośrednio zainteresowanych, to relacja okaże się
nieprzekonywająca — stwierdził. — Wszyscy powiedzą, że jest stronnicza.
Trudno było temu zaprzeczyć. Mimo że tkwiłam w całej sprawie po uszy, nie należałam do
nich.
— A dlaczego pan tego nie opisze, doktorze? — spytałam.
— Mnie tam nie było. Siostra zaś tak. A poza tym — dodał wzdychając — córka mi nie
pozwoli.
To oburzające, jak on się pozwala wodzić za nos tej dziewczynie. Już miałam ochotę mu to
powiedzieć, kiedy zobaczyłam jakieś chochliki w jego oczach. To właśnie jest w nim
okropne. Nigdy nie wiadomo, kiedy żartuje, a kiedy jest poważny. Zawsze mówi w ten sam,
jakby melancholijny sposób, ale często ma te iskierki w oczach.
— Bo ja wiem — odparłam z powątpiewaniem. — Może bym i dała radę…
— Jestem pewien, że siostra potrafi.
— Tylko zupełnie nie wiem, jak się do tego zabrać.
— Istnieją wypróbowane metody. Trzeba zacząć od początku, pisać aż do samego końca i
dopiero wtedy przestać.
— Kiedy ja nawet nie wiem, gdzie to się zaczęło. I kiedy…
— Proszę mi wierzyć, siostro, że znacznie łatwiej jest zacząć pisać niż skończyć. W
każdym razie ja mam zawsze takie kłopoty, kiedy przygotowuję odczyt lub przemówienie.
Ktoś musi mnie łapać za połę marynarki, żebym wreszcie zamilkł i usiadł.
— Pan żartuje, doktorze…
— Mówię bardzo poważnie, siostro. No i co, zgoda? Napisze siostra?
Dręczyła mnie jeszcze jedna sprawa. Po chwili zastanowienia spytałam:
— A co będzie, jeśli… Bo pan wie, doktorze, że mogę wydać się czasami, niestety, jak to
nazwać, obcesowa? Robić bardzo osobiste uwagi.
— Niech mnie anioły, kobieto droga! Im więcej osobistych uwag, tym lepiej! To ma być
historia, która rozegrała się wśród żywych ludzi, a nie w gabinecie figur woskowych.
Osobiste uwagi, docinki, zjadliwe obserwacje, wszystko! Czego dusza zapragnie! Niech
siostra pisze po swojemu. A potem przeczytamy i wytniemy to, co mogłoby narazić nas na
proces o zniesławienie! A więc do dzieła! Jest siostra kobietą rozsądną, więc napisze rozsądną
wersję tego, co się wydarzyło.
Tak to się stało. Obiecałam, że spiszę wszystko jak najdokładniej.
I teraz właśnie zaczynam, ale, jak to już powiedziałam doktorowi, zupełnie nie wiem, od
czego należy zacząć.
Chyba parę słów powinnam powiedzieć o sobie. Mam trzydzieści dwa lata i nazywam się
Amy Leatheran. Szkolenie przeszłam w szpitalu u Świętego Krzysztofa, a potem przez dwa
lata byłam na położniczym. Trochę pracowałam prywatnie, a cztery lata spędziłam w lecznicy
panny Bendix przy Devonshire Place. Do Iraku przyjechałam z panią Kelsey, którą
opiekowałam się po porodzie. Właściwie nie tyle nią, co noworodkiem. Pani Kelsey
wybierała się z mężem na dłuższy pobyt w Iraku. Miała tam już zamówioną niańkę, która
przez wiele lat była u mieszkających w Bagdadzie przyjaciół pani Kelsey. Dzieci tych
przyjaciół wyjeżdżały do szkół w Anglii i niania zgodziła się pójść po ich wyjeździe do pani
Kelsey. Pani Kelsey jest osobą bardzo delikatną i bała się wybrać w daleką drogę z malutkim
dzieckiem, więc major Kelsey zorganizował wszystko tak, żebym ja mogła z nimi jechać i w
drodze zajmować się panią Kelsey i maleństwem, a potem pan major miał zapłacić mi za
drogę powrotną do Anglii, chyba żebym znalazła kogoś, kto potrzebowałby opieki
pielęgniarskiej w czasie podróży.
Właściwie to nie ma po co szczegółowo opisywać Kelseyów. Dzidziuś był prześliczny, a
pani Kelsey całkiem miła, chociaż z gatunku kapryśnych. Podróż wspaniała. Nigdy nie
płynęłam tak długo po morzu.
Na statku poznałam doktora Reilly. Miał czarne włosy, smutną twarz i opowiadał śmieszne
historyjki bardzo ponurym głosem. Cichutko. Chyba lubił ze mnie żartować, bo wygadywał
nieprawdopodobne historie, żeby zobaczyć, czy dałam się nabrać. Był lekarzem w Hassanieh,
o półtora dnia drogi z Bagdadu.
Spotkałam go przypadkowo niecałe cztery tygodnie po przybyciu do Bagdadu i doktor
Reilly spytał mnie wtedy, jak długo jeszcze będę u Kelseyów. Powiedziałam mu, że to
zabawne, że on mnie o to pyta, bo właśnie Wrightowie (ci od niani) zdecydowali się wyjechać
wcześniej i ona mogła wcześniej przyjść do Kelseyów.
Na to doktor Reilly odparł, że słyszał o wcześniejszym wyjeździe Wrightów i właśnie
dlatego zadał mi to pytanie.
— I jest bardzo prawdopodobne, siostro, że mam dla siostry propozycję pracy.
— Przy chorym?
Skrzywił twarz zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Trudno to nazwać chorobą. Chodzi o opiekę nad damą, która ma, nazwijmy to…
przywidzenia.
— Ooo? — wyrwało mi się.
(Przeważnie wiadomo, o co chodzi — alkohol albo narkotyki!) Doktor Reilly nic więcej
nie powiedział. Bardzo był powściągliwy. Natomiast wspomniał, o kogo chodzi.
— To pani Leidner. Mąż Amerykanin. Dokładnie mówiąc — amerykański Szwed. Stoi na
czele amerykańskiej ekspedycji. Wielkie wykopaliska…
I wyjaśnił mi, że doktor Leidner prowadzi prace na terenie ruin asyryjskiego miasta
wielkości, no, powiedzmy, Niniwy. Dom, w którym mieszkają członkowie ekspedycji,
położony jest nawet niedaleko Hassanieh, ale stoi w odosobnieniu. Od pewnego czasu doktor
Leidner niepokoi się zdrowiem żony.
— Niezbyt dokładnie to wyjaśnił, ale z jego słów wynika, że ma ona częste napady lęku.
— Czy ona spędza całe dni jedynie z tubylcami? — spytałam.
— Na pewno nie. Jest tam ich chyba osiem osób w tej ekspedycji. Wątpię, żeby
kiedykolwiek była zupełnie sama. Bez wątpienia jednak jej stan budzi niepokój. Leidner
pracuje jak szaleniec, ale również jak szaleniec kocha żonę. Zamartwia się jej stanem.
Pomyślał sobie, że byłby znacznie spokojniejszy, gdyby ona znalazła się pod stałą opieką
fachowej osoby.
— On tak pomyślał, a co na to jego żona? Doktor Reilly odparł z wielką powagą:
— Pani Leidner jest wyjątkowo uroczą kobietą. Na każdy temat ma codziennie inne
zdanie. Jednakże w zasadzie pomysł męża jej odpowiada. I doktor dodał:
— To bardzo dziwna osoba. Niesłychanie uczuciowa, a ponadto, jak mi się wydaje,
straszna kłamczucha. Leidner chyba uwierzył, że z jakiegoś powodu ona obawia się o swoje
życie…
— Ale co ona panu powiedziała, doktorze?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Strona startowa
- Child Lincoln & Preston Douglas - 09 - Kult, E-booki, Autorzy, ~ C ~, Child Lincoln, z Douglasem Prestonem, Pendergast
- Chmielewska Joanna - Autobiografia (T2), E-booki, Joanna Chmielewska
- Christina Dodd - Akademia Guwernantek 06 - Oblubienica, Akademia guwernantek(1)
- Christina Dodd - Akademia Guwernantek 04 - Szalone marzenia, Akademia guwernantek(1)
- Christina Dodd - Akademia guwernantek 05 - W twych ramionach, Akademia guwernantek(1)
- Chesterton o bezwstydzie, e-booki, Chesterton
- Chattam Maxime - 03 - Diabelskie zaklęcia, E-booki, Autorzy, ~ C ~, Chattam Maxime, Trylogia zła
- Chattam Maxime - 02 - W ciemnościach strachu, E-booki, Autorzy, ~ C ~, Chattam Maxime, Trylogia zła
- Chmielewska Joanna - Dwie Trzecie Sukcesu, dla dzieci i o dzieciach, E-booki dla dzieci
- Chesterton wciąż nieznany, e-booki, Chesterton
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- senna.htw.pl