[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Agatha Christie
Noc w bibliotece
Przełożyła Edyta Sicińska-Gałuszkowa
Tytuł oryginału: e Body in the Library
Copyright 1941, 1942
Wydanie polskie: 1993
Rozdział pierwszy
I
Pani Bantry miała sen. Jej groszki pachnące uzyskały pierwszą nagrodę na wystawie
kwiatów. Pastor w sutannie i stule rozdzielał nagrody w kościele. Obok przechadzała się
jego żona, ubrana tylko w kostium kąpielowy. Ale, jak to we śnie bywa, fakt ten bynajm-
niej nie wzbudził zgorszenia, co miałoby niewątpliwie miejsce w rzeczywistości…
Pani Bantry rozkoszowała się przeważnie porannymi snami, przerwanymi przynie-
sieniem śniadania. Gdzieś w podświadomości słyszała przy tym znane szmery budzą-
cego się domu. Szczęk kółek od iranek na schodach, gdzie pokojówka podnosiła story.
Kroki drugiej pokojówki, krzątającej się ze szczotką i łopatką po korytarzu. A w oddali
głuchy dźwięk ciężkiej zasuwy, otwieranej przy drzwiach wejściowych.
Nowy dzień. Ale ona postanowiła użyć jak najwięcej na owej wystawie kwiatów, gdyż
już zdawała sobie sprawę, że to tylko sen…
Z niższego piętra dochodził teraz hałas otwieranych okiennic w bawialni. Pani Ban-
try słyszała go i zarazem nie słyszała. Te znane szmery potrwają jeszcze z dobre pół go-
dziny, dyskretne, przytłumione i bynajmniej nie rażące, gdyż ucho przywykło do nich.
W końcu rozlegnie się szybki, lekki krok na korytarzu szelest nakrochmalonej sukni,
cichy brzęk iliżanek — potem dyskretne pukanie — wejdzie Mary i podniesie story.
Pani Bantry zmarszczyła czoło. W jej półsen wdarło się coś niezwykłego, czyjeś kroki
na korytarzu, o wiele za szybkie, o wiele za wczesne. Podświadomie nasłuchiwała brzę-
ku iliżanek — ale iliżanki nie zabrzęczały.
Pukanie. Wracając z trudem do rzeczywistości, pani Bantry zawołała machinalnie:
„Proszę”. Drzwi otworzyły się — zaraz zadzwonią kółka przy irankach i w pokoju zro-
bi się jasno.
Ale kółka nie zadzwoniły. W zielonym półmroku rozległ się zdyszany, histeryczny
głos Mary:
— Och, proszę pani, proszę pani, w bibliote ce le ży t r up!
3
Potem Mary wybuchnęła histerycznym łkaniem i wypadła z pokoju.
II
Pani Bantry usiadła na łóżku.
Albo sen jej przybrał bardzo dziwny obrót, albo też… albo też naprawdę wpadła
Mary i powiedziała, że (to niewiarygodne, niemożliwe!) jakiś trup leży w bibliotece.
— To niemożliwe — uznała pani Bantry — musiało mi się przyśnić.
Ale mówiąc to do siebie, zdawała sobie coraz jaśniej sprawę, że nic jej się nie przy-
śniło. Że Mary, jej rozsądna, opanowana Mary, naprawdę wypowiedziała te niewiary-
godne słowa.
Pani Bantry zastanowiła się chwilę. Potem szturchnęła łokciem śpiącego małżonka.
— Arturze! Arturze! Zbudź się!
Pułkownik Bantry stęknął, zamamrotał coś i obrócił się na drugi bok.
— Zbudź się, Arturze! Czy słyszałeś, co Mary powiedziała?
— Prawdopodobnie — zabrzmiał niewyraźny bełkot. — Masz zupełną rację, Dolly.
— I pułkownik spał dalej. Pani Bantry potrząsnęła nim.
— Słuchajże! Musisz słuchać! Mary weszła i powiedziała, że trup leży w bibliotece.
— Że — co?
— Tr up w bibliote ce!
— Kto tak powiedział?
— Mary.
Pułkownik Bantry próbował oprzytomnieć i ogarnąć sytuację. Orzekł:
— Brednie, moja kochana. Przyśniło ci się.
— Nie, nie przyśniło mi się. Najpierw też myślałam, że to sen. Ale to prawda. Na-
prawdę weszła i tak powiedziała..
— Ale to przecież niemożliwe — zapewnił pułkownik Bantry.
— Właśnie, to niemożliwe — przytaknęła jego żona niepewnym głosem. Po czym
ciągnęła dalej: — Ale wobec tego, dlaczego Mary tak powiedziała?
— Nie mogła tego powiedzieć.
— Ale powiedziała.
— Zdawało ci się.
— Wcale mi się nie zdawało.
Pułkownik Bantry rozbudził się wreszcie na dobre i postanowił opanować sytuację.
Perswadował swej żonie łagodnie:
— Śniło ci się Dolly. To z tego romansu kryminalnego, który czytałaś:
Tajemnica z
ł
a-
manej zapa
ł
ki
. Pamiętasz? Lord Edgbaston znajduje trupa, śliczną blondynkę, na dywa-
nie przed kominkiem w bibliotece. W powieściach trupy zawsze leżą w bibliotekach.
4
W rzeczywistości jeszcze nie spotkałem się z czymś podobnym.
— Może spotkasz się teraz. W każdym razie musisz wstać, Arturze, i zbadać to.
— Ależ doprawdy, Dolly, to musiał być sen. Sny są czasem nieprawdopodobnie
żywe. Nawet po przebudzeniu wierzy się jeszcze, że to wszystko prawda.
— Ale z całą pewnością śniło mi się coś innego: wystawa kwiatów i pani pastorowa
w kostiumie kąpielowym, czy coś takiego.
Z nagłym wybuchem energii pani Bantry wyskoczyła z łóżka i podniosła story. Blask
pięknego jesiennego dnia zalał pokój.
— Nie śniłam — oświadczyła stanowczo. — Arturze, wstań w tej chwili, zejdź i do-
wiedz się.
— Żądasz ode mnie, żebym zszedł i zapytał, czy nie leży przypadkiem jakiś trup
w bibliotece? Mam się ośmieszyć?
— Wcale nie potrzebujesz się pytać. Jeśli jest trup — możliwe oczywiście, że Mary
nagle zwariowała i widzi rzeczy, które w ogóle nie istnieją — więc jeśli rzeczywiście jest
jakiś trup, powiedzą ci o tym zaraz. Obejdzie się bez pytań.
Z gniewnym pomrukiem pułkownik Bantry otulił się szlafrokiem i wyszedł. Poszedł
przez korytarz schodami w dół. Tam zastał zbitą garstkę drżącej służby. Niektórzy pła-
kali. Kamerdyner wystąpił.
— Dobrze, że pan przyszedł, sir. Zarządziłem, żeby nic nie robić, dopóki pan nie
przyjdzie. Czy zadzwonić zaraz po policję?
— Po policję? A dlaczego?
Kamerdyner spojrzał z wymówką na wysoką młodą niewiastę, która oparta o ramię
kucharki zanosiła się histerycznym szlochem.
— Myślałem, że Mary zawiadomiła już pana. Tak przynajmniej twierdziła.
Mary wybuchnęła:
— Jestem tak roztrzęsiona, że nie wiem, co powiedziałam, a czego nie. Ciągle ją wi-
dzę przed sobą… kolana mi drżą… i w głowie mi się mąci! Jak ją znalazłam… och, och,
och! — Osunęła się znowu na ramię kucharki, która próbowała ją uspokoić.
— Mary jest naturalnie trochę zdenerwowana. Ona zrobiła to straszne odkrycie
— objaśniał kamerdyner. — Szła jak co rano do biblioteki, aby podnieść story i… i…
niemal potknęła się o trupa.
— Czy chcecie przez to powiedzieć, że trup leży w bibliotece? W moj ej bibliotece?
Kamerdyner odkaszlnął.
— Może pan sam zajrzy, sir…
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gackt-camui.opx.pl